Jak być może wiecie, w ubiegły weekend odbył się wyjątkowy turniej gry Star Wars: Przeznaczenie, któremu patronowaliśmy i w którym reprezentowali byliśmy (mamy nadzieję, że godnie) przez naszego red. nacza.

Stąd też mamy relację z pierwszej ręki z turnieju, o którym jeszcze po latach krążyć będą legendy…

Wszystko zaczęło się już dzień wcześniej od wyboru talii, a trzeba wam wiedzieć, że nie była to sprawa ani prosta, ani oczywista. Całotygodniowe testy nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Każda sprawdzana talia albo okazywała się zawodna, albo gra nią nie sprawia żadnej przyjemności (a najczęściej jedno i drugie). Z braku laku postanowiłem dać ostatnią szansę talii, która na dwóch większych imprezach srogo mnie zawiodła. Ale pomyślałem sobie, że do trzech razy sztuka i dałem Poe/Maz jeszcze jedną szansę.

Faza „szwajcarska”

Już po pierwszej grze zacząłem przypuszczać, że był to wielki błąd. Grając z „Duszkiem” i jego Emo Kidsami (elitarni Kylo i młody Vader) nie zdążyłem nawet dobrze zacząć, a już właściwie musiałem się zwijać. Wobec dwóch „speciali” Vadera, poprawce Kylo i braku jakichkolwiek kart do kontroli kości byłem bezradny, a Maz nie dożyła nawet końca pierwszej tury. Sam Poe coś tam się jeszcze szamotał i walczył, ale dobicie go było tylko formalnością. Także pierwsza gra przebiegła bez historii i skończyła się bardzo szybko, a start z wyniku 0:1 nie był zbyt obiecujący.

Podobnie było w gruncie rzeczy z drugą, tyle tylko, że tym razem rezultat był zgoła inny. Teraz to mi wszystko szło niemal idealnie, a mój przeciwnik występujący pod nickiem SadPanda miał wyjątkowego pecha podczas rzucania. Grał on talią opartą na Vaderze (tym starszym) i Człowieku pustyni, ale jak mówiłem, nie szło mu zupełnie i była to druga z rzędu gra bez historii. Ale nie narzekałem, bo ze stosunkiem 1:1 wróciłem częściowo do gry.

O wyniku kolejnej partii zdecydowała jedna karta – Spryt. Tym razem stanąłem naprzeciw dobrze mi znanego „Gnoma” grającego – niespodzianka – emo kidsami. Pierwszoturowy Spryt w połączeniu z zasadą Maz pozwolił Vaderowi zasmakować jego własnej broni i ustawił rozgrywkę. Królowa piratów nie dożyła co prawda do końca, ale Najlepszy pilot Ruchu Oporu bez większych problemów dokończył dzieła zniszczenia karcąc osamotnionego i poranionego już Kylo. Tym samym osiągnąłem wynik 2:1

W czwartej grze zaczęło robić się ciekawie. Tym razem moim przeciwnikiem był „Dante” i w końcu talia inna, niż emo dzieciaki, aczkolwiek wciąż byli to niebiescy złoczyńcy w osobach Dartha Vadera (jedynego słusznego) oraz Imperialnego Gwardzisty. Tutaj już nie poszło szybko, łatwo i przyjemnie, a o każdą niemal kość trwała zażarta walka. A kiedy już już wydawało się, że Vader jest na krawędzi życia i śmierci, udało mu się Powstać. Na szczęście mi skutecznie udawało się kontrolować co groźniejsze kości przeciwnika i ostatecznie to ja wszedłem z potyczki zwycięsko. Jako że stosunek gier (3:1) wyglądał obiecująco, na horyzoncie zaczynałem dostrzegać szansę na zakwalifikowanie się do TOP8. Ale by tak się stało musiałem wygrać przynajmniej jedną z dwóch ostatnich gier.

Mata naszego projektu, a wykonana i ufundowana przez playmaty.pl dla najwyżej sklasyfikowanej (niestety była tylko jedna) uczestniczki turnieju – Nej.

Kiedy poznałem przeciwnika w kolejnej rundzie wiedziałem, że nie będzie łatwo. Z „xvc” rozegraliśmy już niezliczoną ilość gier podczas najróżniejszych turniejów i przeprawa nigdy nie była prosta. Tym bardziej, że znów zmuszony byłem grać przeciwko Kylo z młodym Vaderem. Początek gry, to ostrożne i nieśmiałe rozpoznanie walką, typowe dla przeciwników, którzy wiedzą, jak niebezpieczny jest ten drugi. Obyło się zatem bez szybkich zgonów, czy desperackich zagrań, a przez dłuższy czas trudno było wskazać stronę, która ma przewagę. Kiedy wszystko wyglądało na to, że ja będą osobą, która jako pierwsza upuści przeciwnikowi krwi i uzyska przewagę, popełniłem kardynalny błąd – zmieniłem pole bitwy z Zamarzniętych pustkowi na Salę tronową Imperatora. I choć Kylo istotnie zginął w kolejnej turze, nowe pole bitwy pozwoliło Vaderowi się rozkręcić i wraz z Sondowaniem umysłu przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Zostałem tym samym postawiony pod ścianą, bowiem z wynikiem 3:2 musiałem wygrać ostatnią grę, by pozostać w turnieju.

W ostatniej grze los (oraz niezbadane wyroki systemu szwajcarskiego) zetknął mnie z „Knezem” i talią skrajnie różną od tego, z czym mierzyłem się do tej pory. Na stole pojawiła się bowiem Jyn Erso oraz Padme Amidala, a ja wiedziałem, że karty w mojej talii i ręce szybko mogą stać się towarem deficytowym. I tak też było. Przewijaniu talii udało mi się skutecznie przeciwdziałać (głównie dzięki wygraniu pola bitwy), ale szybkoręka Jyn była okrutna dla mojej ręki. Ja z kolei starałem się jak najszybciej połączyć ją z jej ojcem, ale niestety Druga szansa skutecznie to utrudniła. Wiedziałem, że muszę się uwijać, bo kart mi nie przybywało. Zamiast bazować zatem tylko na zasadzie Poe, wystawiłem też najcięższe działa (i rakietnice), by obrażenia zadawać z większym nasileniem i regularnością. Kiedy Jyn w końcu zginęła, rozpoczęła się walka z czasem (i ubywającymi kartami). Ostatecznie, pomimo kolejnej Drugiej szansy, udało mi się pozbyć także Padme, ale o tym jak bliska była to gra niech świadczy fakt, że kończyłem ją z jedną jedyną kartą w ręce. Dzięki temu, ze stosunkiem 4:2 awansowałem do dalszej, pucharowej fazy turnieju.

Faza pucharowa

No i zaczęło się. Całe dotychczasowe granie było tylko przygrywką, a teraz zaczynało robić się poważnie. Tym bardziej, że w pierwszej rundzie pucharowej, gra toczyła się tylko do jednego zwycięstwa. Dlatego też, by awansować do półfinału musiałem pokonać „Drumdaara” i jego koalicję Mon Mothmy i dwóch Strzelców do wynajęcia. Przed rozpoczęciem turnieju obawiałem się nieco tego połączenia, ma ono bowiem potencjał do zadawania sporych ilości obrażeń, a dzięki Drugim szansom, Strzelcy potrafią też sporo przetrwać. Jakby na potwierdzenie moich obaw, przeciwnik już w pierwszej turze zdołał wystawić Sokoła Millennium. Mi na szczęście ręka sprzyjała i dzięki kartom do kontroli kości, właściwie przez całą grę nie był w stanie nic zrobić i stał niczym na złomowisku Jakku. Ostatecznie gra okazała się zaskakująco jednostronna. Mon Mothma plac boju opuściła w tempie ekspresowym, a i Strzelcom nawet druga szansa niewiele pomogła. Nie byli oni w stanie przeciwstawić się wspomaganej przez Maz regularności Najlepszego pilota Ruchu Oporu, a grę udało mi się zakończyć bez strat w ludziach i sprzęcie.

W półfinale trafiłem na kolejnego zawodnika gospodarzy (czyt. gracza z Krakowa) w osobie „Cylona”, który dość nieoczekiwanie pokonał wyżej sklasyfikowanego „xvc”. Oznaczało to, że w końcu zagram coś na kształt mirror matcha, bo choć postacie nieco się różniły, ogólne założenie talii Baze/Maz było bardzo zbliżone do mojej własnej. Ja miałem jednak coś, czego przeciwnik się nie spodziewał – Bratobójczy ogień. Była to jedna z ostatnich zmian, jakie dokonałem w talii, obawiałem się bowiem bardzo starć z Palpatinem (w których Poe/Maz ma bardzo ciężko). Ale chyba jeszcze lepiej sprawdzało się to na byłego Strażnika Whillów. Dzięki zadawaniu dodatkowych obrażeń uzyskałem przewagę niezbędną, by dwukrotnie wygrać (obie gry miały w gruncie rzeczy bardzo podobny przebieg) i awansować do wielkiego finału.

Pudełko od AlterKami za najoryginalniejszą talię powędrowało do Drumdaara za Mon Mothmę z dwoma Strzelcami

Tam przyszło mi spotkać się z „Kiniozaurem” i jego wariacją na temat Poe, tym razem w połączeniu z Rey. Z podobną talią grałem wcześniej tylko dwa razy i obie te potyczki wygrałem. Wiedziałem jednak, że nie ma co się tym sugerować, bo mając możliwość obserwowania kilku gier mojego finałowego przeciwnika widziałem, że talię Poe/Rey opanowaną ma do perfekcji. Co więcej, z przedturniejowych rozmów pamiętałem, że dodatkowo ma on kilka kart przygotowanych specjalnie, jako kontra na Poe/Maz.

Okazało się, że w pierwszej grze nie były one nawet potrzebne. Świetne dojście przeciwnika generujące mu mnóstwo dodatkowych akcji, w miarę regularne rzuty, a na dokładkę Bunt planetarny szybko uporały się z moimi siłami.

Drugą grę zacząłem od mocnego uderzenia, bowiem po pierwszej mojej akcji Poe przeciwnika miał wbitych już 6 obrażeń. I paradoksalnie, ten moment przesądził o mojej porażce. Poczułem się bowiem zbyt pewnie i uznałem, że druga gra będzie już tylko formalnością. Wrogi Poe miał niebawem zginąć, a pozbawiona głównej siły ofensywnej Rey miała byś łatwą ofiarą dla moich sił.

Jak łatwo się domyślić, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Poe ostatecznie faktycznie udało się zabić, ale uzbrojona w Bunty planetarne i Sondowanie umysłu (znów brzemienną w skutkach okazała się dla mnie Sala tronowa Imperatora, którą sam na starcie rozgrywki wybrałem) Rey zdołała mnie pokonać. Błąd popełniłem jeszcze jeden, zrezygnowałem z wystawienia Sprytu, od razu, gdy miałem taką możliwość, wyglądało bowiem na to, że już mi się nie przyda. Jednak gdy chwilę później pojawiło się wspomniane Sondowanie, bardzo pożałowałem swojej decyzji. Maz zdołała co prawdą, turę później faktycznie sprytnie wykorzystać Sondowanie przeciwnika, ale był to jedynie strzał honorowy i godne pożegnanie się z turniejem, który ostatecznie ukończyłem na drugim miejscu.

Podsumowanie

Na początek kilka refleksji związanych z samym turniejem. W oczy rzuciła się przede wszystkim bardzo duża liczba talii na Kylo i Vadera. Na 20 graczy, talii tych było aż 7. Dla porównania drugą, najliczniej reprezentowaną talią był Poe i Maz, ale na ten wybór zdecydowało się tylko trzech graczy. Jeszcze bardziej fascynujący jest całkowity brak talii z udziałem FN-2199 i/lub Unkara, które zdają się święcić obecnie triumfy. Nie było też żadnego przedstawiciela Huttów, czy też imperialnej władzy w osobie Palpatine’a.

A ja, Mimo finałowej, dość sromotnej, finałowej porażki pierwszy turniej organizowany pod patronatem starwars.pl uznaję za wielki sukces i imprezę, która wszyscy wspominać będą myślę bardzo miło (tym bardziej niech żałują Ci, którzy się na nią wpisywali i rezerwacji nie odwoławszy, się nie stawili). Oczywiście nie byłoby to możliwe bez graczy tworzących świetną atmosferę, sklepu Vanaheim, który nas gościł i zapewnił Store Kita oraz sponsorów, którzy ufundowali świetne nagrody, czyli playmaty.pl (za świetne, robiące prawdziwą furorę maty do gry), AlterKami (za czadowe, drewniane pudełko) oraz Micro Art Studio (które wspomogło nas fantastycznymi żetonami do gry). Wszystkim wam gorąco z tego miejsca dziękuję i już dziś zapraszam na kolejne tego typu imprezy!

A na koniec jeszcze pełna, ostateczna klasyfikacja:

  1. Kiniozaur
  2. Hipo
  3. Dante
  4. Cylon
  5. Xvc
  6. Duszek
  7. Drumdaar
  8. Gnom
  9. Night
  10. Kokos
  11. Czapa
  12. Void
  13. Siergiej
  14. Alakhaj
  15. Knezu
  16. Spavvn
  17. Frost
  18. Nej
  19. Naiilo
  20. SadPanda