Do premiery pierwszego filmu spod znaku A Star Wars Story, czy jak kto woli Gwiezdne Wojny Historie wciąż zostało niemal pół roku, to ja już powoli zaczynam myśleć o kolejnej odsłonie tego cyklu, która skupiać się będzie na Hanie Solo. A dlaczego, skoro zobaczymy go dopiero za niespełna dwa lata?
Wszystko przez Kathleen Kennedy, która parę dni temu wypowiedziała się nie tylko na temat dokrętek do Rogue One, ale także ogólnego podejścia do spin offów, w których chcą poeksperymentować nieco z klimatem i filmowymi gatunkami. Oczywiście nie śmiem nawet marzyć, że będą to eksperymenty tak odważne, jak u Quentina Tarantino, tym niemniej w mej głowie z miejsca pojawiło się kilka wizji filmu o młodym Hanie (w którego, przypomnijmy, wcieli się Alden Ehrenreich).
Czy młody, czy stary, Han po prostu musi być uroczym draniem o łobuzerskich i ujmującym uśmiechu i budzącym sympatię lekkoduchem, zatem jego solowy film powinien mieć mocno komediowy charakter. Ale że w życiu Hana zawsze sporo się dzieje, powinna być to komedia sensacyjna. Dodać do tego fakt, że w w filmie potwierdzono udział Chewiego i voila! Zabójcza Broń w kosmosie! Albo Tango i Cash, Bad Boys, 48 godzin czy Godziny Szczytu w zależności od tego, co kto lubi i którą ekranową parę uważa za kwintesencję gatunku komedii sensacyjnej. W każdym razie myślę, że Han i Chewie świetnie by się odnaleźli w takim gatunku, a w filmie z pewnością nie zabrakłoby strzelanin, pościgów, pięknych kobiet oraz oczywiście humoru! A tytuł takiego filmu? Hmm, nic lepszego niż „Han&Chewie” do głowy mi nie przychodzi.
Zmieniamy nieco klimat i teraz mamy nieśmiałego nieco i bardzo samotnego młodzieńca (no co, Han mógł kiedyś taki być), który prawdziwą przyjaźń znajduję w najmniej spodziewanym miejscu – u wiekowego, po niemal dwustuletniego wookieego imieniem Chewbacca. Jest tylko jeden problem, Chewie jest niewolnikiem znienawidzonego Imperium i w rękach Hana leży uwolnienie go. Tytuł takiego filmu niemógłby być inny, niż „Free Chewie” (kto pamięta film „Free Willy”?). Lub, jeśli byłby nieco mniej familijny i znacznie poważniej traktować kwestie niewolnictwa, to wtedy „12 lightyears a slave” (a jeśli mamy na sali jakieś mądrale to tak, wiem, że lata świetlne nie są miarą czasu 😛 ).
A może coś w westernowej stylistyce? Kultowy serial Jossa Whedona – Serenity – potwierdził, że western sci-fi jak najbardziej może działać. Ja widzę to jako historię dwóch braci (niekoniecznie muszą ich łączyć więzy krwi), których poróżniła… Nie, nie kobieta, bo to zbyt sztampowe. Poróżnił ich pewien ryczący kudłacz. Pierwszy z braci chciał go ocalić, drugiemu bardziej zależało na nagrodzie wyznaczonej za schwytanie bestii. Punktem kulminacyjnym byłby pojedynek między braćmi – Hanem Solo i Bobą Fettem. A tytuł to oczywiście „Dobry, Zły i Włochaty”.
Natomiast jeśli twórcy, co jednak mało prawdopodobne, zdecydowaliby uderzyć się w znacznie poważniejsze tony? Wtedy film ten widzę jako opowieść gangsterską, w której młody Han pnie się po szczeblach kariery huttowskiego syndykatu. Poznajemy dzięki temu najmroczniejsze zakamarki Nar Shaddy, a także bezwzględność Huttów. Opowieść przypominać by mogła Chłopców z ferajny, a klimatem czerpać z niedoszłego gry (i serialu) Star Wars Underworld. A tytuł? Może na przykład „Hutt Chrzestny”?
Na koniec zostawiłem sobie film, jaki najbardziej chciałbym ujrzeć, ale który jest jeszcze mniej prawdopodobny, niż którykolwiek z powyższych, a wszystko przez komiksową serię Han Solo, która zadebiutowała przez kilkunastoma dniami (a której pierwszą część recenzowałem tutaj >>), a która skupia się na tym aspekcie postaci Hana, którą najbardziej chciałem zobaczyć eksplorowaną w filmie. Mam tutaj na myśli połączenie jego brawury z niezwykłymi umiejętnościami pilotażu orz „najszybszym złomem w galaktyce”, które byłoby materiałem na świetny film „wyścigowy”. W komiksie Han bierze udział w wyścigu Dragon Void, co może nasuwać skojarzenia z filmem „Wyścig Armatniej Kuli”, jednak ja widział bym Hana i jego przyjaciela bardziej jako bohaterów filmu „Mistrz kierownicy ucieka” („Smokey and the Bandit” – jeśli nie widzieliście, zobaczcie koniecznie!). Byłaby to szalona jazda bez trzymanki, której tytuł mógłby brzmieć „Kessel Run, czyli tam i z powrotem”, a której niestety pewnie nie zobaczymy.
A Wam jaki solowy film o Hanie się marzy?