Przy okazji Tribeca Film Festival JJ Abrams uczestniczył w małej sesji pytań i odpowiedzi, podczas której to padła słynna już wypowiedź o rodzicach Rey, jednak reżyser zdradził też wtedy kilka innych, interesujących szczegółów i ciekawostek.
W pierwszej kolejności odpowiedział na zarzut wielu fanów dotyczący podobieństw nowego filmu do Nowej Nadziei.
„Ten film (Przebudzenie Mocy) miał być pomostem i swego rodzaju przypomnieniem; widzom należało przypomnieć czym są Gwiezdne Wojny, ale należało to osiągnąć korzystając z czegoś, co już znali, pokazując jednocześnie, w którą stronę rozwijać będzie się historia, czym zajmą się epizody 8 i 9. Najciekawsze w tym filmie był fakt, że od ostatniej części minęło tak wiele czasu. Pomiędzy nimi były co prawda prequele, ale chcieliśmy niejako odzyskać inicjatywę. Dlatego też w pełni świadomie – i wiem, że część osób mocno to krytykuje – pożyczyliśmy pewne znane elementy, by zawrzeć je w filmy, by od razu czuć było, że są to Gwiezdne Wojny”
JJ Abrams nawiązał też do wypadku, któremu na planie uległ Harrison Ford i jednej dobrej rzeczy, która z niego wyniknęła.
„Kiedy byłem na planie Sokoła i zaczęliśmy kręcić sceny z Rey i Finnem, gdy kręciliśmy po raz pierwsze, wszystko było nie tak. Nic się nie zgadzało, a ja nie wyreżyserowałem tego jak należy. Wszystko było zaplanowane nie tak, jak trzeba. A gdy Harrison ucierpiał – co było przerażające – mieliśmy parę tygodni wolnego i to właśnie wtedy miałem okazję na spokojnie przejrzeć jeszcze raz to, co do tej pory zrobiliśmy i ponownie napisałem znaczną część relacji Rey i Finna. Dlatego też kiedy powróciliśmy na plan, zaczęliśmy kręcić wszystko od nowa. Okazało się to bardzo pomocne w zobrazowaniu tych postaci tak, jak powinno być.”
Na koniec ujawnił on być może najciekawszą informację na temat Marka Hamilla. Otóż okazało się, że początkowo bardzo niechętnie podszedł do wizji tak małego udziału swej postaci w filmie.
„Wiedzieliśmy, że dotarcie do Luke’a było główną osią fabularną historii. Miałem już gotową wizję na ciąg dalszy, ale wiedziałem, że już nie zmieści się ona w filmie. Ale mieliśmy zakończenie, aczkolwiek było ono ryzykownym posunięciem, szczególnie, że na początku Mark Hamill był… oporny. Wyobraźcie sobie, że jesteście Markiem Hamillem i dostajecie sneriusz nowych Gwiezdnych Wojen. „Oo, początek jest dobry, potem druga strona, trzecia… co się k…wa dzieje, już tylko trzy strony do końca, ostatnia, że co???” Był na tyle dobry, że na to przystał, ale początkowo cały czas pytał „Czy to nie będzie głupie?”, „Czy to będzie żart, że on tam tak tylko stoi?” Powiedziałem mu, że nie, raczej nie. W końcu cała historia do tego zmierzała, więc na koniec będzie oczekiwanie, werble i bam – w końcu go widzimy.”
Czy wobec tych rewelacji jesteście sobie w stanie wyobrazić Przebudzenie Mocy, w którym Luke odegrałby znacznie większą rolę?