Tytuł: Chewbacca 005
Scenariusz: Gerry Duggan
Rysunki: Phil Noto
RECENZJA KOMIKSU - Chewbacca 005

Okładka komiksu Chewbacca 005

Uff, tyle mogę powiedzieć po zakończonej właśnie miniserii. Ani przez moment nie ukrywałem, że Chewbaccą byłem niezwykle rozczarowany, tym bardziej, że Futrzak jest jedną z moich ulubionych, jeśli nie ulubioną postacią w uniwersum. A tutaj niestety ani scenarzysta, ani rysownik, nie oddali mu sprawiedliwości i zaserwowali płytką opowiastkę z boleśnie sztampowymi bohaterami i zerowym suspensem (nawet cliffhangery wieńczące kolejne numery były wyprane z emocji).

Scenarzysta może się tłumaczyć tym, że na warsztat wziął postać niezbyt wylewną, a do tego niezrozumiała, przynajmniej dla czytelników, bo i w komiksie i w Przebudzeniu Mocy, ze zrozumieniem wookieego nie miały problemów postacie, które prawdopodobnie jego gatunki nigdy na oczy nie widziały. Dziwne to, ale powiedzmy, że na takie fabularne ułatwienie można jeszcze przymknąć oko.

Phil Noto z kolei, powiedzmy, że większych wpadek nie notuje, ale nie jest to artysta, który może być w czołówce moich ulubionych rysowników. Co gorsza, mam wrażenie, że jego kreska do postaci drugiego pilota Sokoła Millenium po prostu nie pasuje, co tylko pogłębia moje rozczarowanie całą serią.

No ale miała to być w końcu recenzja ostatniego jej numeru, więc trzeba przejść do rzeczy i by nikt mi nie mógł zarzucić, że tylko narzekam, to muszę powiedzieć, że numer piąty, ostatni, był w moim odczuci najlepszy z całej serii. Nie, żeby któryś z wcześniej opisywanych elementów nagle uległ diametralnej poprawie, ale całość tym razem nie była aż tak męcząca i toporna jak zwykle. Co prawda bohaterowie z tarapatów wydostają się w sposób nieprawdopodobnie wręcz naiwny, co tylko potęguje wrażenie, że całe imperialne siły zbrojne, czy to szeregowi szturmowcy, czy też ich dowódcy, to pozbawieni kompetencji, wyobraźni i zdolności logicznego myślenia idioci.

Na szczęście szybko znikają mi oni z oczu, podobnie jak cała, drugoplanowa obsada komiksu, a my w końcu poznajemy prawdziwy cel wyprawy Chewiego, do którego realizacji mógł powrócić, po swoim krótkim przystanku – i to jest chyba najlepsza część całej serii. Niestety bynajmniej nie dlatego, że motyw z prawdziwym celem podróży rozwiązano w jakiś zaskakujący, pomysłowy czy zabawny sposób, ale dlatego, że zaraz po nim nastąpił koniec męczarni pt. Chewbacca – komiksu, którym moim zdaniem w ogóle nie powinien był powstać.

Ocena: 4/10 (i przypominam, że to najwyższa ocena, spośród wszystkich części, więc to niech najlepiej świadczy o ich wątpliwej jakości).