Mamy go! Rok 2016 już tu jest, a to, poza wszystkim innym, oznacza, że wypadałoby zaopatrzyć się w nowy kalendarz. No ale jaki wybrać???

Zapewne coraz więcej osób rezygnuje w ogóle w „papierowych” kalendarzy wychodząc z założenia, że wobec kalendarzy w komórkach, a raczej teraz to już smartfonach, czy komputerach, są one całkowicie zbędne. Ale ja do namacalnych kalendarzy jestem przywiązany (podobnie jak do zegarów i zegarków zresztą) i lubię je mieć. Ale też oczywiście nie wszystkie. Na przykład do kalendarzy książkowych nigdy się nie przekonałem (choć miałem do tego kilka podejść). Wiem, że jest sporo osób, dla których taki kalendarz-organizer jest najważniejszą rzeczą pod słońcem i bez niego przepadli by z kretesem, jednak ja zawsze wybierałem inne sposoby (nie zawsze skutecznie) zapamiętywania o spotkaniach itp.

Z podobnych względów nigdy nie odczuwałem potrzeby posiadania kalendarza biurkowego, bo wszelkie istotne informacje zawsze notuję na małych „post itach” lub innych karteluszkach.

Nigdy nie uznawałem też doportfelowych kalendarzyków wizytówkowych, bo akurat one nawet u mnie przegrywają bezpośrednie starcie z telefonem (szybciej się go wyciągnie i sprawdzi co trzeba, niż odczyta cokolwiek na maleńkim kalendarium).

Ale na przykład kalendarze zrywane uwielbiam od zawsze i zawsze też w moim domu jakiś był. Najlepiej taki z przepisami – co prawda praktycznie nigdy ich nie wykorzystywałem, ale być musiały 🙂

Podobnie ma się sprawa z kalendarzami ściennymi. O ile w pracy zawsze wiszą jendoplanszowe, trójdzielne, tak w domu zawsze preferowałem wieloplanszowe, na których często gościły motywy z SW. No i na tę okazję przygotowałem na FB duuuuży przegląd starwarsowych kalendarzy na rok 2016 >>

PS. Ale i tak najlepszym kalendarzem, jest zawsze kalendarz adwentowy 😉