Część 4: Wojownik cienia

Po zakończeniu poprzedniego odcinka nie było wątpliwości, że będzie, mówiąc kolokwialnie, GRUBO! I było, oj było!

Anakin i Ahsoka

Chociaż na ekranie pojawiały się czasem inne postaci (choć znacznie mniej, niż bym chciał), to Wojownik cienia miał de facto tylko dwoje bohaterów. Pierwszym i mimo wszystko największym, był tyleż sam Anakin Skywalker, co także Hayden Christensen.

Ten ostatni, wyglądający już o niebo lepiej, niż w końcówce poprzedniego odcinka, zwieńczył tym samym swą rehabilitację w oczach fanów i triumfalny powrót do ich serc. O ile jego występ jako Anakina w Obi-Wanie Kenobim, nie był ani przesadnie potrzebny, ani też wybitnie napisany, o tyle jego pojawienie się w Ahsoce okazało się, mimo mego początkowego sceptycyzmu, najnaturalniejszą i najlepszą rzeczą, jaka do tej pory spotkała ten serial (Baylan Skoll mógłby mieć zapewne tutaj coś do powiedzenia, ale niestety, w odcinku go zabrakło i nie zdołał obronić swej pozycji).

O dziwo nie przeszkadzała mi ani realizacja „retrospekcji”, znacznie słabsza niż to, do czego przyzwyczaiła nas Ahsoka, ani też fakt, że „Świat między światami” okazał się czymś innym, niż pamiętałem to z Rebeliantów, bo ani jedno, ani drugie nie było tutaj najważniejsze. Wszystko to bowiem bledło wobec ładunku emocjonalnego towarzyszącemu tym scenom (zarówno dla widza, jak i dla bohaterów), a każde wynikającej z tego ewolucji postaci.

Ahsoka i Anakin

Mowa tutaj oczywiście o postaci Ahsoki, która wreszcie wyzbyła się nieodłącznego dotąd wyrazu niezadowolenia/irytacji/dezaprobaty (w zależności od sytuacji i otoczenia). Nawet uśmiechać się nagle nauczyła. Oczywiście trochę się tutaj wyzłośliwiam, bo podobnie jak wielu innym fanom, także i mi skwaszona Ahsoka zalazła już trochę za skórę. Muszę jednak przyznać, że jej zmiana, choć radykalna, sztucznością nie trąciła. Zabrakło co najwyżej nieco subtelności w jej komunikowaniu, bo myślę, że i bez szerokich uśmiechów, czy białych szat, widzowie dostrzegli by, iż coś się zmieniło.

Aczkolwiek muszę też w jednej kwestii Ahsoce sprawiedliwość oddać, w bieli i ogólnie jasnych kolorach wygląda bardzo dobrze i mam nadzieję, że z tą stylizacją już pozostanie.

Nie mogę też nie wspomnieć o młodej Ahsoce, która bardzo, ale to bardzo przypadła mi do gustu i w wersji aktorskiej wypadła świetnie.

Podsumowanie

Oczywiście można by narzekać, że historia znów znacząco się do przodu nie posunęła, fabuła wzbogaciła się o kilka kolejnych dziur (chociaż nie przybyło ich tyle, co zwykle), zaniki logiki nie ustały, a brak antagonistów doskwierał jak nigdy , ale wątpię, by znalazło się dużo osób, które będą skłonne wytykać te rzeczy Wojownikowi cienia, bo naprawdę było to kawał dobrych Gwiezdnych wojen, które jak mało w ostatnich latach, podzieliły fanów w zachwycie, zamiast dzielić ich na wrogie niemalże obozy.

PS. Duch widziany chyba po raz pierwszy w live action z tak bliska wyglądał fenomenalne!

POPRZEDNIE RECENZJE

A tutaj piszemy o poprzednich częściach: