Po pierwszy sezonie, wiedziałem już, że Star Wars. Visions to format, który bardzo mi się podoba, a otwarcie się na studia z całego świata oznaczał, że może być jeszcze lepiej. Świetny zwiastun podsycił mój apetyt, bo zapowiadało się nie tylko bardzo różnorodnie, ale i epicko. A do tego wszystkiego dostaliśmy mocny, polski akcent, które w odległej galaktyce niestety nie zdarzają się zbyt często.

Także zapowiadało się na prawdziwy hit! A jak wyszło? Jak można było się spodziewać, bardzo nierówno.

Sith

Podobnie, jak w przypadku pierwszego sezonu, także drugi rozpoczął się od bardzo mocnego uderzenia. Animacja Sith zachwyca wizualną ekspresją, dynamiczną akcja oraz rewelacyjnymi konceptami pojazdów czy droida. Ale wszystko to niewiele byłoby warte, gdyby nie zostało poparte interesującą historią. Ta, choć prosta (aczkolwiek „uniwersalna” może być lepszym określeniem), zyskała ogromnie dzięki motywowi obrazu, który bardzo obrazowo (sic!), przedstawił walkę w wewnętrzną ciemnością i nierozerwalnością światła i mroku. Wszystko razem sprawdziło się doskonale i dało zdecydowanie najlepszą historię nie tylko drugiego sezonu. Moja ocena: 6/5

Leże Skrzeczuchy

Ogromnym kontrastem dla wizualnej rozpusty Sitha, okazała się bardzo oszczędna, choć wyrazista animacja Skrzeczuchy. Jednak nawet mimo braku fajerwerków, wywarła ona na mnie bardzo duże wrażenie, unaoczniła bowiem, jak bliscy są momentami przedstawiciele jasne i ciemnej strony Mocy. Okazuje się bowiem, że historia Daal jest bardzo zbliżona do historii młodego Anakina, któremu także udało się „zapracować” na nowe życie, jednak zapłacić za to musiał opuszczeniem wszystkich, których kochał. To, w połączeniu z końcowym zaskoczeniem, dało bardzo zapadającą w pamięć historię. Moja ocena: 4/5

Wśród gwiazd

Jeśli chodzi o historię zaprezentowaną we Wśród gwiazd, to nie było już tak dobrze. Tutaj walka dobra ze złem okazała się bardzo przewidywalna, a happy end został mocno przerysowany, przez co, jak dla mnie, stracił nieco na mocy. Na pocieszenie dostaliśmy naprawdę ciekawą animację, której zdecydowanie chciałbym oglądać więcej. Moja ocena: 3/5

Jestem Twoją matką

Po kolejnej, czwartej już historii, obiecywałem sobie naprawdę sporo i to nie dlatego nawet, że stworzyła ją Polka, Magda Osińska, a raczej z uwagi na studio Aardman, dla którego ona pracuje (jeśli sama nazwa niewiele Wam mówi, to takie tytuły, jak Wallace i Gromit, Baranek Shawn czy Uciekające kurczaki, mówić powinny już więcej). Zawsze twierdziłem, że odległej galaktyce potrzeba jest lekkich, humorystycznych produkcji, a słynne brytyjskie studio jest z tego znane. Jednak seans Jestem Twoją matką pozostawił mnie z poczuciem niedosytu. Owszem, były momenty, gdzie się uśmiechnąłem, aczkolwiek niektóre gagi było, moim zdaniem, wymuszone, a cała produkcja bazowała przede wszystkim na easter eggach. Dodać do tego dość infantylną i znów do bólu przewidywalną historię i dostaliśmy całość znacznie poniżej moich oczekiwań. Moja ocena (trochę naciągana): 3/5

Wyprawa do mrocznej głowy

Na szczęście w przypadku Mrocznej głowy nic już naciągać nie musiałem, bowiem opowieść była na bardzo wysokim poziomie. I to nawet pomimo dość absurdalnego pomysłu, który przyświecał głównej bohaterce. Tym niemniej, historia płynęła wartko i trzymała w napięciu, a sceny akcji, jak to zwykle w przypadku anime bywa, były bardzo dynamiczne i efektowne. Dodatkowo ponownie dostaliśmy ciekawe przedstawienie motywu nierozerwalności jasne i ciemnej strony Mocy i równowagi z tego płynącej. Moja ocena: 4/5

Wirująca agentka

Ten odcinek był chyba dla mnie największym zaskoczeniem, bowiem początkowo niezbyt przypadł mi on do gustu, a i historia wydawała się przerabianą już tysiące razy opowiastką o zemście. Jednak im dłużej Wirującą agentkę oglądałem, bym bardziej przekonywałem się do zaserwowanej nam animacji, ale także fabuła nabierała tempa i głębi, oferując niemałe emocje. Potencjał był nawet na więcej, bo gdyby twórcy wykazali się większą odwagą, mogliśmy tutaj otrzymać historię na miarę kultowego Oldboy’a, ale i bez tego całość koniec końców wypadła bardzo dobrze. Moja ocena: 4/5

Bandyci z Golak

Niestety po odcinku, który okazał się zaskoczeniem pozytywnym, nastąpił ten, który okazał się rozczarowaniem. Przeszkadzały mi tutaj szczególnie dwie rzeczy. Po pierwsze struktura historii, która składała się niejako z dwóch części i po kulminacji pierwszej z nich (doskonale nijakiej), trudno było mi się w pełni zaangażować w kolejną. Drugi, jeszcze poważniejszy zarzut do twórców jest taki, że poszli stanowczo za daleko z indyjskim klimatem. Skończyło się tak, że zamiast przenieść Indie do Gwiezdnych wojen, spróbowali przenieść Gwiezdne wojny do Indii. Przez to nie miałem poczucia, że akcja rozgrywa się gdzieś w odległej galaktyce, a na Indyjskiej prowincji. A i pełna koloru i kolorytu animacja, zaczęła w pewnym momencie nużyć i irytować. Moja ocena: 2/5

Dół

No i w końcu doszliśmy na sam Dół! Tytuł okazał się nader adekwatny i proroczy, bowiem był to dla mnie zdecydowanie najgorszy odcinek 2. sezonu. Pełzająca w ślimaczym tempie fabuła była nużąca, a jej punkt kulminacyjny, był tak miało wiarygodny i nie dostosowany do wydźwięku całej historii, że aż śmieszny. Że o dziwnych zakrzywieniach czasoprzestrzennych nie wspomnę. Do tego animacja, która nie zaprezentowała nic ciekawego, choć uczciwiej byłoby powiedzieć, że to scenariusz nic ciekawego nie pozwolił jej pokazać. Moja ocena: 1/5

Pieśń Aau

Na szczęście po dwóch najsłabszych odcinkach, ostatnia historia znacznie poprawiła mój nastrój i ogólny odbiór całego sezonu. Pieśń Aau, nade wszystko, była urocza. Urocza była warstwa wizualna i główni bohaterowie, urocza była opowieść, choć fabuła była tutaj naprawdę prosta. Ale przy tym wszystkim nie miałem wrażenie, że jest to opowieść przesadnie infantylna, niosła za to bardzo pozytywny przekaz i choć pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą, jest to jedna z moich ulubionych historii wchodzących w skład 2. sezonu Star Wars. Visions. Moja ocena: 4/5

Podsumowanie

Na koniec należy się oczywiście podsumowanie, ale od ostatniego razu niewiele się zmieniło. Wciąż uważam Star Wars. Visions za świetną inicjatywę, a odcinki, choć nierównie, są niemal zawsze ciekawym i świeżym spojrzeniem na nasze ukochane uniwersum. Cieszy mnie też bardzo fakt otwarcia się na cały świat, dzięki czemu różnorodność jest jeszcze większa. Pozytywnie odbiło się to też moim zdaniem na poziomie, który choć wciąż nierówny, jest jednak wyższy, niż był oto w sezonie 1. Teraz pozostaje zatem czekać na kolejną odsłonę, która, mam nadzieję, jest tylko kwestią czasu.