Tytuł: Star Wars Allegiance 1-4
Scenariusz: Ethan Sacks
Rysunki: Luke Ross
Historia: An Old Hope (#1), Troubled Waters (#2), Dark Side of the Moon (#3), A Rising Tide (#4)
Wraz z mini serią Allegiance zaczynamy zupełnie nową erę w naszych komiksowych recenzjach.
Pierwsza zmiana jest taka, że nie będziemy już recenzować pojedynczych numerów (chyba, że będą to one-shoty czy inne stand-alone’y), a całe serie (w przypadku mini serii) lub historie (w przypadku ongoingów).
Po drugie recenzje składać będą się z dwóch części. Bezspoilerowej recenzji właściwej oraz spoilerowego podsumowania najważniejszych wydarzeń i krótkiego streszczenia fabuły. A jak będzie wyglądać to w praktyce? Zobaczcie sami…
Wiele sobie obiecywałem po serii Allegiance z uwagi na to, że należała ona do cyklu Journey to Star Wars: The Rise of Skywalker. A tutaj wszelkie wprowadzenia do filmu mogą być o tyle istotne, że pomiędzy Ruchem oporu mieszczącym się na jednej, latającej (całkiem szybko zresztą) kupie złomu, a organizacją, która faktycznie jest w stanie stawiać opór Najwyższemu Porządkowi, jest sporo do opowiedzenia. Liczyłem więc, że Allegiance dołoży tutaj swoją cegiełkę, może nie najważniejszą, ale przynajmniej znaczącą i interesującą. Udało się to powiedzmy połowicznie.
Szklanka w połowie pusta
Niestety mam wrażenie, że Ethan Sacks tworząc scenariusz nie przemęczał się zbytnio, bo czytając przygody Lei, Rey, Rose i Chewiego na Mon Cala, miałem wrażenie, jakbym czytał brzydszą, uboższą siostrę historii Mutiny at Mon Cala, która nie tak dawno temu pojawiła się w głównej serii Star Wars. Fabuła była prosta, jak budowa cepa, wszelkie intrygi szyte wyjątkowo grubymi nićmi, a nowi bohaterowie, w tym także Ci, którym szykuje się wielkoekranowy debiut, czasu dostali tyle, co nic. Ale nawet, jakby dostali więcej, to i tak pewnie nie potrafiliby go należycie wykorzystać.
Ale najgorsi i tak byli bohaterowie, a raczej bohaterki już nam znane. Rose w komiksie znalazła się chyba tylko po to, by dopytywać się tylko, czy na pewno Finnowi nic nie grozi (choć nikt z obecnych nie miał prawa tego wiedzieć). O ile po Ostatnim Jedi nie byłem jakimś wielkim przeciwnikiem tej postaci (choć też niczym mnie ona nie przekonała), tak w Allegiance irytowała mnie już ona całkiem mocno.
„Do… Do you think Finn is going to be okey?” – Rose Tico
Ale o ile Rose była tylko utrapieniem epizodycznym, o tyle pierwsze skrzypce grała Rey, która zupełnie nie przypominała postaci z filmów. Zastanawiam się, czy pan Sacks zadał sobie trud obejrzenia któregoś z nowych filmów, czy też zasłyszał gdzieś, że Rey to takie połączenie Anakina i Luke’a w feministycznej wersji, więc uwierzył na słowo i zabrał się do pisania. Przez ewidentne niezrozumienie postaci każdy jej dialog wyglądał na wymuszony i sztuczny, a wywołana tym frustracja spowodowała, że Rey irytowała jeszcze bardziej, niż Rose.
Szklanka całkiem pusta
Niestety panowie spisywali się nie lepiej od pań. Co prawda Poe i Finn nie byli już napisani tak katastrofalnie źle (choć z tego ostatniego jakiś taki macho się nagle zrobił), to zupełnie nie widzę zasadności ich przygody. Ta nie zaprezentowała nam bowiem nic istotnego. Te kilka blasterów czy detonatorów termicznych, które udało się im zdobyć, raczej wartości bojowej Ruchu oporu znacząco nie podniosą.
Zatem chłopaki zostali odesłani chyba tylko dlatego, by Rose miała się o kogo ostentacyjnie zamartwiać. Albo to, albo potrzebny był pretekst, by na karty komisu powróciła postać poznana niedawno w historii podobnie jak ta, pozbawionej większego znaczenia.
Podsumowując, jeśli Allegiance przed premierą Skywalker. Odrodzenie nie przeczytacie, to z pewnością nic nie stracicie, bowiem fabularnie jest słabiutko, wizualnie też rozpieszczani nie jesteśmy, a o najważniejszych wydarzeniach i tak możecie się zaraz dowiedzieć.
I tak oto przechodzimy do spoilerowej części recenzji i prezentacji najważniejszych faktów, jakie zdradziła seria.
Bezwzględny Najwyższy Porządek
To, że Najwyższy Porządek nie cofnie się przed niczym, by narzucić galaktyce swoje rządy, nie jest stwierdzeniem odkrywczym. Jednak w Allegiance widzimy też, jak zdeterminowani są ludzie Kylo, by jak najszybciej odnaleźć niedobitki sił generał Organy. Najpierw zniszczona zostaje od zawsze neutralna, lodowa planeta Tah’Nuhna tylko za to, że Ruch oporu zrobił tam sobie krótki postój i nie został odprawiony z kwitkiem.
Następnie sam Kylo, w stylu przypominającym jego dziadka, udzielił reprymendy nadzorcy stoczni na Fondorze, który ośmielił się odebrać transmisję od Ruchu oporu. Aczkolwiek tutaj można się domyślać, że był to raczej tylko pretekst, by słynny stocznie przejąć.
Także widać, że Najwyższy Porządek za galaktyczne porządki zabrał się z przytupem.
Flota Ruchu oporu
A co samotny Sokół jest w stanie przeciw nim uczynić? Nic. Dlatego też Leia udaje się z misją mającą na celu zdobycie zalążka nowej floty. Jak zwykle w takiej sytuacji, udała się ona na Mon Cala. Tam też niewiele się zmieniło. Król, który najlepsze lata ma za sobą, zawsze „źli” Quarreni, no i oczywiście Ackbar. Tyle że młody, imieniem Aftab, czyli syn tego właściwego. No ale nie ważne, czy młody, czy nie, ważne że ilość Ackbarów na mostku krążownika kalamarian zgadzać się musi. No bo chyba nikt nie miał wątpliwości, że Ruch oporu upragnione statki dostał. Tyleż dzięki dyplomatycznym umiejętnościom Lei, co dzięki samym Qurrenom, którzy chcąc osiągnąć coś zupełnie innego, pomogli królowi Ech-Charowi podjąć decyzję.
Niewiadomą pozostaje tylko, jaką cenę przyjdzie zapłacić ludowi Mon Cala za pomoc Lei i Ruchowi oporu, ale tego dowiemy się chyba dopiero w filmie.
Rozterki Rey
Dość ciekawą, choć do końca przeze mnie niezrozumiałą kwestią są problemy Rey związane z Mocą. Po Ostatnim Jedi miałem wrażenie, że Rey odnalazła wewnętrzny spokój i wkroczyła na właściwą ścieżkę, by zostać Jedi. A tutaj nagle się okazuje, że wcale nie jest tak pewna swojej drogi, a i korzystanie z Mocy nie przychodzi jej tak łatwo. Właściwie to momentami w ogóle ma z tym problemy. Czy to kwestia ogólnych wątpliwości dotyczących tego, co Ruch oporu może przeciwstawić Najwyższemu Porządkowi, poczucie bezsilności, czy też złamane przez Kylo serce? Pewnie po trosze każde z powyższych.
Oczywiście w decydującym momencie sięgnięcie po Moc przyszło jej instynktownie, bez większych problemów i na całkiem niemałą skalę. Tym niemniej, skąd wzięły się wcześniejsze problemy? Nie mam pojęcia i mogę mieć tylko nadzieję, że zostanie to w jakiś sposób wyjaśnione.
I to chyba najważniejsze, co do zaoferowania miała seria Star Wars Allegiance.
Galeria okładek
Na koniec jeszcze galeria okładek wraz ze wszystkimi ich wariantami.
Star Wars Allegiance 001
Star Wars Allegiance 002
Star Wars Allegiance 003
Star Wars Allegiance 004