Większość z nas miała już czas ochłonąć nieco po niezwykle emocjonalnej końcówce czwartego, a zarazem ostatniego sezonu Rebeliantów, przyszedł więc czas na małe podsumowanie.

Serial oczywiście nie był pozbawiony wad (początkowo była to jedna, wielka wada), jednak przeszedł on tak wielką ewolucję, że postanowiłem skupić się na pozytywach i przedstawić najlepsze, najbardziej znaczące, albo po prostu najfajniejsze momenty i sceny. A zatem oto moje TOP 10, lub jak kto woli the best of Rebelianci.

Bonus – Śpiewający AP-5

I już na początek oszukam nieco system i do TOP 10 przemycę jedną, bonusową scenę. Daleko jej wagą i znaczeniem do wszystkich następnych, ale dryfujący w przestrzeni kosmicznej i śpiewający sobie przy tym AP-5, to po prostu majstersztyk i jedna z najbardziej uroczych scen w całym serialu.

10 – Prawda na temat Wielkiego Inkwizytora i pasowanie Kanana

Wczesne stadium Rebeliantów zdominowane zostało przez Wielkiego Inkwizytora. Początkowo wiedzieliśmy o nim bardzo niewiele, poza tym, że stanowi on niebezpiecznego i wymagającego przeciwnika. Z czasem poznawaliśmy kolejne informacje na temat przywódcy Inkwizytorów, jednak największa rewelacja przyszła już po jego śmierci. Okazało się bowiem, że Wielki Inkwizytor należał kiedyś do zakonu Jedi i był jednym ze świątynnych strażników.

Co więcej, to właśnie on pasuje Kanana na rycerza Jedi podczas jego wizji w świątyni jedi.

9 – Przemowa zawiązująca sojusz Rebeliantów

Ogniska oporu przeciwko Imperium i jego Imperatorowi zaczęły pojawiać się niemal od samego początku. Niektóre jednostki przez lata przygotowywały się do nadchodzącej walki. Z czasem zaczęły pojawiać się komórki stawiające coraz bardziej otwarty i zdecydowany opór. Jednak to dopiero Mon Mothma sformalizowała Sojusz rebeliantów i zjednoczyła bojowników o wolność rozsianych po całej galaktyce.

Przemowa, podczas której wszytko to ogłosiła nie była może tak epicka, jak można by tego oczekiwać, ale i tak fakt, że zobaczyliśmy to właśnie w serialu był bardzo znaczący i doniosły.

8 – Fulcrum x2

Przez większość pierwszego sezonu fani spekulowali, kim jest tajemniczy Fulcrum. Dlatego też, gdy w końcu jego, a raczej jej tożsamość została ujawniona i dodatkowo okazało się, że jest to ulubienica fanów – Ahsoka Tano, niemal wszyscy byli wniebowzięci. Kiedy nie mogła ona już pełnić tej roli (o tym później), na arenę wkroczył nowy Fulcrum, którego tożsamość była nie mniejszym zaskoczeniem.

Mowa tutaj oczywiście o Agencie Kallusie, który niedługo po wstąpieniu w szeregi rebeliantów przemienił się w #HotKallusa.

7 – Samotny atak Vadera na eskadrę Feniksów

Przez całe cztery sezony, Hera nie spotkała na swej drodze wielu pilotów, mogących równać się umiejętnościami (i maszyną) z nią i Duchem. Jednak kiedy Vader przypuścił samotny atak na całą eskadrę Feniksów, pokazał on miejsce w szeregu twi’lekańskiej rebeliantce. Sama sekwencja nie jest może wyjątkowo efektowna, jednak postanowiłem ją tutaj umieścić, bowiem jest to chyba pierwszy tak dobitny dowód na to, że Vader był pilotem faktycznie aż tak dobrym, jak to było przy wielu okazjach podkreślane.

Dodatkowym smaczkiem jest tutaj pierwsze „połączenie” Ahsoki ze swym dawnym mistrzem, po którym zaczęła się domyślać tego, kto kryje się pod czarną maską.

6 – Thrawn!

Nie ma chyba żadnych wątpliwości, że w czteroletniej historii Rebeliantów wydarzeniem, które wzbudziło największe emocje było pojawienie się Mitth’raw’nuruodo, czyli Wielkiego Admirała Thrawna. Gdy tylko zagości w zwiastunie 3. sezonu, wkraczając tym samym do nowego kanonu, fandom oszalał!

Niestety moim zdaniem Thrawn z serialu nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a dwa kolejne finały, których był głównym czarnym charakterem, mocno rozczarowały.

Tym niemniej wdzięczny jestem twórcom za jego pojawienie się, bowiem dzięki niemu dostaliśmy świetną powieść Thrawn, której kontynuacja – Thrawn: Alliances – będzie mam nadzieję przynajmniej równie udana.

5 – Śmierć Kanana

Przyznam szczerze, kiedy Rebelianci się zaczynali, nie wróżyłem większości postaci zbyt długiej kariery i uznałem, że niemal wszyscy są do odstrzału. Prawdą stało się to ostatecznie tylko w przypadku Kanana. Zresztą do tego czasu do większości załogi Ducha zdążyłem się przekonać (tylko Zeb do końca pozostał bezużytecznym mięśniakiem), więc śmierć jednego z nich wzbudziła spore emocje. Na szczęście okazała się też ona wyśmienicie napisana i niosąca dalekosiężne konsekwencje.

Był to również jeden z najlepszych dowodów na to, jak bardzo dojrzał i rozwinął się serial przez cztery lata swojej egzystencji. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że stanie się on aż tak dobry.

4 – Świat między światami

Na przestrzeni czterech sezonów byliśmy świadkami wielu zdarzeń, których nikt z fanów się nie spodziewał, ale zdecydowanie największą konsternację (a może i rewolucję) wywołał Świat między światami i koncepcja swoistych podróży w czasie, które wprowadziła.

Rzecz ta może potencjalnie naprawdę sporo w uniwersum namieszać (nie tylko w pozytywnym znaczeniu), dlatego mam ogromną nadzieję, że Świat pomiędzy światami pozostanie zamknięty i nie stanie się dla twórców kołem ratunkowym, którym naprawiać będzie wszelkie fabularne głupoty.

Jak na razie Dave Filoni skorzystał z niego z wielkim wyczuciem, bo choć nie wiem, czy takie zwieńczenie pojedynku Ahsoki z Vaderem jest najlepsze, to miło pannę Tano mieć z powrotem wśród żywych.

3 – Uczucie Kanana i Hery

Mówiłem to już wiele razy, ale powiem raz jeszcze. Wątek uczucia łączącego Herę i Kanana uważam za jeden z najlepszych elementów Rebeliantów. Prowadzony cierpliwie, począwszy od książki Nowy Świt, aż to epilogu serialu, ale jednocześnie na tyle subtelnie, że ani na moment nie traciliśmy z oczu głównych wątków fabularnych. Jest to moim zdaniem zdecydowanie najlepsze love story Gwiezdnych Wojen, lepsze chyba nawet od Romeo i Julii Star Wars, czyli Cieny Ree i Thane’a Kyrela z Utraconych Gwiazd.

Kulminacja relacji Hery i Kanana przypadła na odcinek Jedi Night, w którym najpierw dostajemy rozkosznie odurzoną Herę i jej chemiczne wywołaną szczerość, by zaraz potem dostać już całkowicie świadome, głębokie wyznanie, na które fani (i Kanan) czekali przez cały serial.

O głębi uczucia świadczy także chwytająca za serce i wyciskająca łzy żałoba Hery. Po prostu genialny wątek!

2 – Twin Suns

Przyznam szczerze, że tworząc tę listę bardzo długo nie mogłem zdecydować się, co umieścić na jej szczycie. Przez długi czas pierwsze miejsce miało być przyznane ex equo, jednak ostatecznie odcinek Twin Suns i finałowy pojedynek Obi-Wana z Maulem zajął u mnie drugie miejsce. Bynajmniej nie chcę tutaj umniejszać jego wartości, bowiem uważam, że zakończenie wątku Maula i jakże naturalne powiązanie go z motywami Oryginalnej Trylogii jest chyba najlepszym przykładem na geniusz Dave’a Filoniego.

Wszystko zagrało tutaj idealnie! Począwszy od wielu drobnych smaczków, niezwykłej symboliki i oprawy graficznej, poprzez zaskakującą, ale rewelacyjną walkę, aż to tytułowych bliźniaczych słońc i małego szkraba biegnącego na ich tle. Zresztą co ja będę tutaj dużo gadał i się zachwycał – przeczytajcie recenzję >>

1 – Ahsoka vs Vader

No i wszystko stało się jasne, ale właściwie nie mogło być chyba inaczej. Finał 2. sezonu i długo oczekiwany pojedynek Ahsoki z jej dawnym Mistrzem w pełni zasłużył sobie na najwyższy stopień podium. Wyjąwszy inkwizytorskie mieczokoptery, wszystko było tam idealne. Było napięcie, dramatyzm, rewelacyjny pojedynek na miecze świetlne, a w końcu genialne, bardzo niejednoznaczne, ale chwytające za serce zakończenie, o którym fani dyskutowali przez następne, bez mała, dwa lata.

Szkoda tylko, że rewelacje 4. sezonu i uratowanie Ahsoki osłabiły nieco wydźwięk jej pojedynku z Darthem Vaderem. Tym niemniej uważam, że zaprezentowano nam tutaj poziom, do którego Wojny Klonów nigdy się nawet nie zbliżyły.

BONUS 2 – Epilog serii

Wiem, że hakuję system już po raz drugi, ale po prostu nie mogłem nie wspomnieć tutaj finałowych minut serialu, w którym nasi bohaterowie otrzymują zasłużone i ciężko wywalczone szczęśliwe zakończenie. Pisałem już o tym w recenzji, ale napiszę jeszcze raz – oglądając je miałem gulę w gardle, a do oczu cisnęły się łzy wzruszenia, a  to, że przy okazji dostaliśmy podwaliny pod nowy serial dowidzi tylko prawdziwości kultowej już frazy – coś się kończy, coś się zaczyna…

A jak wyglądałoby wasze TOP 10? Jakich scen i momentów zabrakło, a które byście pominęli?