Premiera drugiej odsłony gry Battlefront wyczekiwana była przez wielu na równi z tą filmową w grudniu. Wysokie oczekiwania zbudowano na rozczarowaniu pierwszą częścią oraz nieśmiałym zauroczeniu Janiną Gavankar, która swoją kreacją Iden Versio mogłaby z powodzeniem zachęcić wielu aby zaciągnąć się do imperialnego legionu. W kilku słowach — bardzo dużo emocji zarówno przed uruchomieniem gry, jak i już faktycznego przedzierania się przez wirtualne pole bitwy. Co konkretnie wyszło niesamowicie, a co należałoby porzucić przy kolejnych tytułach spod znaku Gwiezdnych Wojen — recenzujemy już poniżej.

/Uwaga na małe SPOILERY, które, choć mogą dla kogoś nic nie znaczyć, to u innych wzbudzą gniew, którego nie powstydziłby się Kylo Ren./

Poczuj klimat Gwiezdnych Wojen

Klimat ma znaczenie. Jest to pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę w każdym tytule z Odległej Galaktyki. Jeśli nie czuję tego, co zawsze budzi się gdzieś w środku podczas oglądania kultowego szturmu na Gwiazdę Śmierci, czy czytania legendarnego już Dziedzica Imperium, to dalej po prostu nie gram. Battlefront 2 na szczęście tryska klimatem Gwiezdnych Wojen tak mocno, że należałoby podstawić jakieś wiaderko i zebrać go sobie, by skonsumować później. Muzyka, obrazy, dialogi czy postacie są jak żywo wyrwane z filmowego kadru, a ogrom nawiązań do całego uniwersum nie pozwala każdemu fanowi, a przynajmniej mi, nawet na chwilę oderwać się od pada. Kampania, o której kilka słów już poniżej, chociaż krótka, dostarcza nam masę wrażeń, które można porównać do pierwszych seansów Oryginalnej Trylogii. Niszczyciele uderzają w powierzchnię Jakku, Kylo Ren przecina wrogów na pół, a szturmowcy nie pozwalają zastanawiać się nad swoją celnością.

Co do klimatu, jedna z misji dzieje się na Bespin i nie mogłem wyjść z wrażenia, jak strasznie gwiezdnowojenny był ten fragment kampanii. Lot X-wingiem pośród ogromnych glutowatych stworzeń zwanych beldonami zapadnie mi na długo w pamięci.

Epickie bitwy w przestrzeni kosmicznej to duża zaleta gry, dzięki którym możemy poczuć się prawie jak pilot eskadry czerwonych manewrujący w ciasnych korytarzach Gwiazdy Śmierci.

Emocjonująca historia Iden Versio… ale i nie tylko

Fabuła Battlefronta 2 to jednocześnie duży plus, ale też swego rodzaju pułapka (it’s a trap!), która każe dostawić tutaj jeszcze minus. W materiałach promocyjnych oraz rozmowach z twórcami wielokrotnie wspominano, że teraz otrzymamy prawdziwie imperialną perspektywę konfliktu, którą to zagwarantuje nam wcielenie się w komandos Iden Versio. Ograniczając spoilery do minimum, powiem tylko tyle, że długo nam tym nowym spojrzeniem nie było dane się nacieszyć. Jasna strona wzywa, jak widać każdego, ale jeśli przebolejemy ten błąd, w jaki nas wprowadzono, kampania wciąga na całego. Emocje towarzyszą nam przy każdej misji, nawet jeśli jest to jedynie osłanianie towarzysza przed chmarą robaków. Jeśli już o tych mowa, to podczas kilku misji wcielamy się w bohaterów Oryginalnej Trylogii. Luke podąża za zewem mocy, Han jak to Han spiskuje po spelunkach, a Leia bierze na siebie wyzwolenie galaktyki. Jest jeszcze Lando. Wspomniałem o Lando? Jeśli nie to ostrzegę tylko — zwracajcie uwagę na jego dialogi, są przezabawne!

Jest jeszcze jeden minus kampanii. Jest ona krótka. I to bardzo. Wiem, że ma być rozszerzana o kolejne rozdziały, ale jednak siadając do gry, oczekuję przeżycia historii od początku do końca. Jeśli zapowiedziana przez EA nowa zawartość będzie wciągać tak samo, jak dotychczasowa oraz rozbudowywać uniwersum będę skory złapać za gumkę i wytrzeć ten minus z tej recenzji.

Ostatnim rozkazem Imperatora jest Operacja Cinder — pośmiertny cios tyrana w umęczoną konfliktem galaktykę.

Gracze z całej galaktyki

Pierwsze wrażenie z rozgrywki na 40 graczy? Rozumiem, jak czuli się szturmowcy ścinani przez śmiercionośne działko Baze’a na Jedha czy Scarif. Chciałbym to zrzucić na system kart i brak balansu, ale też nigdy nie byłem najlepszym snajperem w grach tego rodzaju. Ba, klasą strzelca wyborowego w ogóle nie gram, chociaż zgromadziłem do niej już wiele dobrych ulepszeń. Jeśli pozostawię z tyłu niekoniecznie najwyższych lotów umiejętności, przyznam, że klimat potyczek na tak wielu graczy jest niesamowity, ale mam wrażenie, że mapy są zbyt skomplikowane i ciężko się skupić podczas rozgrywki. Śmierć może nadejść z każdej strony. Tryby na mniejszą ilość graczy o wiele bardziej przypadły mi do gustu i z nieukrywaną przyjemnością sabotowałem republikańskie stacje uczepione rozpiętych gałęzi drzew wroshyr na Kashyyku.

Powrót do systemu klasowego sprawdził się, chociaż są pewne mankamenty, które moim zdaniem utrudniają grę. Broń powinna być jedna, maksymalnie dwie, dla wybranego typu żołnierza i najlepiej, aby nie różniła się zbytnio w swoich zabójczych osiągach. Niech to wszystko sprawia wrażenie jednej wielkiej armii, a nie coś na wzór szlacheckich wojsk, gdzie była zbieranina bogatych na koniu i biednych z kosami. Co do mikro transakcji — nie wydaję w takich grach na nie ani grosza więc nie skorzystam, ale dostrzegalny jest fakt, że niektórzy gracze mają już bardzo rozwinięte postacie oraz karty i dzięki temu dominują w rankingach.

Coś dla samotników

Nie jestem najlepszym graczem w konfrontacji z resztą fandomu. W niektórych rozgrywkach udało mi się zgładzić na chwałę Wielkiej Armii Republiki co najmniej kilkunastu blaszaków, ale już innym razem szturmowcy posyłali mnie na glebę jak natrętnego mynocka kręcącego się przypadkiem po polu bitwy. Nie jestem zwolennikiem systemu kart, może dlatego, że sobie z nim nie radzę, a może po prostu lubię postrzelać przed siebie bez otwierania skrzynek po kolejne mega ulepszenia. Tryb arcade dla pojedynczego gracza jest tym, w czym jak na razie znalazłem dużo przyjemności w wieczornych rozgrywkach po ciężkim dniu pracy.

Po 8 misji dla jasnej i ciemnej strony mocy, 3 poziomy trudności i dużo frajdy z grania różnorodnych scenariuszy. Nie mogę się jedynie doczekać, aż z kolegą przetestujemy grę na dzielonym ekranie. Jeśli znudzi nam się granie, według już przygotowanych scenariuszy możemy samemu sobie takowy przygotować i po prostu zanurzyć się w świat Gwiezdnych Wojen bez nerwów, a dla czystej przyjemności.

Klasy są podstawą Battlefronta i cieszę się, że do niego powróciły. Ciężki żołnierz to mój faworyt, który potrafi w jednej chwili stać się mobilną platformą masowego ostrzału.

Inferno Squad, report

Nie żałuję czasu poświęconego grze. Planuję wręcz spędzić przy niej jeszcze wiele długich godzin i wyczekuję kolejnych fabularnych rozszerzeń. Przyjemnie jest wrócić do domu po ciężkim dniu i już wygodnie na kanapie obronić laboratoria Kamino przed zastępami droidów. Gra ma oczywiście mankamenty, ale jest o niebo lepsza od swojej poprzedniczki. Czuję się odrobinę oszukany historią, która w zwiastunach była czym innym niż w finalnym produkcie. Jest to jednak do przeżycia i po pewnym małym szoku pozwala dalej cieszyć się niesamowicie żywym klimatem Gwiezdnych Wojen.

Raz na jakiś czas udaje się rozegrać porządny meczyk z którego to nie ma co się wstydzić.

Znany jestem z tego, że „nazbyt optymistycznie” podchodzę do wielu rzeczy, ale jeśli gra cieszy, bawi oraz przypomina mi o tym wszystkim, co kocham w uniwersum, to czemu miałbym jej nie polecić? No właśnie. Polecam!

Kopię gry dostarczył wydawca – Electronic Arts Polska