Kres Imperium, ale czy na pewno? Wraz z ostatnim tomem trylogii Koniec i Początek otrzymujemy odpowiedzi na wiele pytań, które pojawiły się wraz z premierą Przebudzenia Mocy. Domknięte zostają wszystkie wątki, które pojawiały się w każdej książce na ledwie kilkanaście stron, ale miały niebagatelne znaczenie w realizacji celu, jaki Lucasfilm postawił Chuckowi Wedingowi.

Wbrew tym wszystkim narzekaniom na chaos w prowadzeniu historii i niepotrzebne przerywniki trylogia spełniła swoje zadanie, czyli zarysowała pejzaż galaktyki w okresie po zniszczeniu drugiej Gwiazdy Śmierci. Autor w mojej opinii poradził sobie z tym bardzo dobrze, a niekoniecznie najlepszy poziom literacki z pierwszego tomu nadrobił bardzo dobrym w dwóch kolejnych. Przyjrzyjmy się teraz bliżej temu, co ukazano nam na stronach Kresu Imperium i jak to ma się do całości uniwersum.

/Poniższa recenzja zawiera SPOILERY, dlatego też na dalsze czytanie decydujecie się na własną odpowiedzialność./

Jakku. Od samego początku wiadomo było, że na tym zakończy się trylogia i tego również przede wszystkim wyczekiwałem. Odległy pustynny świat, a jednak zgromadziła się tam cała flotylla Imperium ze swoim tajemniczym przywódcą Raxem. A jego cel nie był wcale tak banalny i oczywisty, jak mogło się wydawać. Postać podstarzałego Palpatina mocno zyskała po tej książce w moich oczach. Genialny manipulatora za czasów Republiki, tutaj przedstawiany jest jako zadufany w sobie dyktator. Plan Awaryjny, do którego przygotowania rozpoczęły się jeszcze zanim nastało Imperium, miał zagwarantować, że w przypadku porażki wszyscy, którzy zawiedli, zginą i ustąpią miejsca na galaktycznej planszy dla lepszego tworu. Plan, jego wykonanie, wspomnienia Raxa i tajemnicze skarbce Imperatora to bardzo pozytywny aspekt książki, a także całej trylogii.

Złoczyńcy Imperium

Postacie są tym, co w Kresie Imperium wychodzi na pierwsze miejsce. Po chaotycznym pierwszym tomie, w którym ledwo co zarysowano nam bohaterów, otrzymaliśmy teraz prawdziwe osobowości, których motywacje i cele można zrozumieć, utożsamić się z nimi, a nawet im kibicować. Rae Sloane, już była wielka admirał, wychodzi przed szereg i jej losy przykuwają uwagę do ostatniej strony lektury. Oszukana i porzucona przez własne Imperium chwyta się zemsty na Raxie, a także liczy na odebraniu mu „jej” Imperium. Im bardziej jednak dostrzega, w co przemieniła się niegdyś potężna machina wojenna, tym darzy ją coraz mniejszą sympatią. Upadek Ravagera na powierzchnię Jakku definitywnie przekreśla ostatnią linię łączącą Sloane z upadłym Imperium. Towarzyszący jej Brentin Wexley wydaje mi się postacią wciśniętą tam na siłę, której jedynym celem jest pogodzenie orbitujących wokół niego bohaterek.

Kanclerz Galius Rax to kolejna postać, której losy śledzimy z dużym zaciekawieniem. Jego wspomnienia nadają całej trylogii potrzebnego kontekstu i zakotwiczają ją niejako przy postaci Imperatora. Wyjaśnia się przeznaczenie pustynnego świata, wykopaliska sprzed wielu lat, przydatność Wielkiego Admirała Thrawna i pochodzenie Najwyższego Porządku. Rax jak postać wyrzutka z gry planszowej naznaczony został zadaniem zakończenia Imperium, jeśli to zawiedzie i pozwoli umrzeć swemu przywódcy. Plan jak widać po cmentarzysku olbrzymów na Jakku, wykonany został w pełni. W galaktyce zasiany został chaos, siły Nowej Republiki przetrzebione, a podwaliny pod nową organizację położone. Sam Kanclerz zapewne dożyłby redukcji układu Hosnian w pył, gdyby jedynie poważniej traktował własnych sojuszników.

Bohaterowie Republiki

Nie możemy zapomnieć o bohaterach jasnej strony mocy, którzy jednak nie wybijali się w tej powieści tak samo, jak ich przeciwnicy. Norra Wexley opętaną żądzą zemsty podejmuje kolejne irracjonalne decyzje, które jednak przybliżają ją do Sloane. Wyprawa na Kashyyyk w „Długu Życia” kosztowała jednak ją i cały jej zespół zaufanie oraz wsparcie sil Republiki. Najbardziej odczuł to komandos Jom Barrel, który musiał się rozstać z wojskiem. Chociaż pojawia się w książce na krótko, to posłużył jednak jako ważny element przemiany, jaka stopniowo zachodzi w łowczyni nagród Jass. Pieniądze przestały się liczyć, o ile sprawa jest słuszna i angażuje się w nią cała przybrana rodzina. Po zwycięstwie Republiki Zabraczka zyskuje nową, złożoną z kolegów po fachu, a motywacji nadaje jej poświęcenie Joma podczas szturmu na Jakku.

Szczególnie ciekawie czytało się fragmenty, w których pojawiał się były imperialny agent Sinjir, który trzeba przyznać, przeszedł daleką drogę od brutalnych przesłuchań, do posady doradcy kanclerz Nowej Republiki. Odrobina polityki na kartach powieści dodała jej tego smaku, który pozytywnie kojarzę z prześwietną lekturą „Więzów Krwi”. Szantaże senatorów, zbliżające się wybory i zwolennik twardego podejścia, który posunie się nawet do zamachu na Mon Mothę. Działo się tutaj bardzo dużo i nie przełożyło się to na osłabienie jakości fabuły, która poprowadzona została w doskonały sposób. Zespół podążający tropem Sloane zamyka Temmin i chyba najlepsza kreacja całej trylogii, czyli Pan Bones. Ci się nie zmienili nic a nic, jeden dalej narzeka na matkę, która pozostawia go na statku, a drugi eliminuje przeciwników na przeróżne sposoby. „Koniec” łebskiego droida oraz jego pogrzeb były najsmutniejszymi momentami podczas lektury, ale jak można było go nie lubić?

Koniec i Początek

Podsumowując, muszę przyznać, że trylogia bardzo przypadła mi do gustu. Poziom literacki nie był wcale tak zły, jak wiele osób, czytających tylko pierwszy tom twierdziło. Miał on wręcz swoje naprawdę dobre momenty. Nie zapominajmy, że legendy wcale nie były tak pięknie napisane, jak to dzisiaj niektórzy wspominają, atakując pozycje z nowego kanonu. Historia Norry Wexley i Rae Sloane zbudowała pomost pomiędzy Epizodem VI a VII, gdzie wyraźnie pokazano, jak upadło Imperium, a także skąd wziął się Nowy Porządek. Geneza tej drugiej organizacji jest szczególnie interesująca, bo ostatecznie, chociaż wiemy więcej, to dalej nie wiemy nic. Co działo się z samotnym superniszczycielem w nieznanych regionach, jakie rasy tam napotkali, jak przetrwali te 30 lat i rozbudowali swoje siły, a także skąd w tym wszystkim wziął się Snoke. Dzięki trylogii „Koniec i Początek” moje oczekiwania wobec kanonu urosły jeszcze wyżej niż dotychczas. Liczę na kolejne ambitne pozycje jak „Kres Imperium”.