Powiedzmy to sobie otwarcie. Bardzo lubię kupować wydania kolekcjonerskie filmów na płytach, kasetach i dowolnych innych nośnikach. Gdyby tak się zastanowić, to od 1997 roku (kiedy to z okazji Świąt Bożego Narodzenia dostałem od Mikołaja moje pierwsze własne wydanie Trylogii na VHS) przegapiłem tylko dwa spośród wszystkich wydań Gwiezdnych Wojen – jedną z edycji DVD i drugie wydanie całej sagi na Blu-Ray. Kiedy więc w sklepach pojawiło się kolekcjonerskie wydanie Przebudzenia Mocy na Blu-Ray, nie mogłem przegapić takiej okazji i zaopatrzyłem się w nie w dniu premiery (a nawet trochę przed nią dzięki zjawisku o nazwie pre-order). Czy warto było przeznaczyć ok. 120 zł (ewentualnie £21.99 lub $34.99 + koszty wysyłki) na zakup tego wydania?

Oto co dostaniemy w tej kwocie, jeśli zaopatrzymy się w wersję europejską.
Amerykańskie wydanie zawiera dodatkowo film w wersji na płycie DVD.

Odpowiedź na to pytanie zależy od kilku kwestii. Jeśli nie posiadacie jeszcze w swojej kolekcji Przebudzenia Mocy, to nie ma się specjalnie nad czym zastanawiać. W estetycznej, sztywnej, aksamitnej obwolucie ozdobionej holograficzną ilustracją miecza świetlnego, ukryty jest film w wersji 3D i 2D  oraz płyta z materiałami dodatkowymi. Wszystko to zapakowane w ozdobione scenami z filmu pudełko (jedyną wadą opakowania jest fakt, że dwie z trzech płyt umieszczone są jedna na drugiej, przez co dostęp do jednej z nich jest utrudniony). Razem składa się to na najlepsze (jak do tej pory) wydanie nowej części Gwiezdnych Wojen. Żyć nie umierać.

Sytuacja znacznie się komplikuje, jeśli tak jak spora część fanów, zaopatrzyliście się w poprzednie wydanie filmu parę miesięcy temu. Jak powszechnie wiadomo, producenci i wydawcy filmowi są istotami pazernymi, a ich główną rozrywką jest wymyślanie kolejnych sposobów na wyciągnięcie gotówki z portfeli kolekcjonerów. Lucasfilm zawsze wiodło prym w tej dziedzinie, a przy okazji płytowej premiery Przebudzenia Mocy wkroczyli na zupełnie nowy poziom. Przy okazji kwietniowej premiery filmu na Blu-Ray można było zaopatrzyć się w:

  • zwyczajne, „plastikowe” wydanie filmu w dwóch wersjach: dla jasnej i ciemnej strony (różniące się tylko i wyłącznie kolorem papierowej obwoluty na pudełko);
  • steelbook w 3 różnych wersjach: europejskiej i dwóch amerykańskich, dostępnych wyłącznie w sieciach Walmart i Best-buy;
  • specjalne wydanie dostępne tylko w USA w sieci sklepów Target, zawierające oprócz innej wersji okładki dodatkowe materiały;
  • jeszcze bardziej specjalne wydanie zawierające dodatkowo 3 litografie, dostępne jedynie w Disney Store;
  • specjalne wydanie cyfrowe, składające się z kodu do pobrania filmu w wersji cyfrowej oraz 3 plakatów, zapakowanych w estetyczną tekturkę.

Co bardziej wnikliwi obserwatorzy od razu zauważyli, że na liście dostępnych wydań brakuje jednego elementu – trójwymiarowej wersji filmu. Mogło to oznaczać tylko jedno. Wersja 3D wydana zostanie później (zapewne z nowymi, wcześniej niepublikowanymi dodatkami) tylko po to, aby zmusić niecierpliwców do podwójnego zakupu. No bo kto z prawdziwych fanów powstrzyma się przed zakupem na nie wiadomo jak długo, kiedy już teraz może obejrzeć Przebudzenie Mocy na własnym telewizorze? Tak jak pewnie sporo z was, ja również nie powstrzymałem się przed zakupem (długo zastanawiałem się, czy wybrać papierową obwolutę w wersji jasnej czy ciemnej strony mocy), mało tego, zawiniłem tu podwójnie, gdyż za pomocą znajomego podróżującego po USA, zaopatrzyłem się dodatkowo w amerykańską wersję steelbooka (jeszcze dłużej debatowałem sam ze sobą czy zdecydować się na wersję z Kylo Renem dostępną w Best-buy, czy wersję z BB-8 z Walmartu). Efekty możecie zobaczyć poniżej.

force-awakens-huha

Oczywiście musiałem obejrzeć film ze wszystkich trzech egzemplarzy, żeby upewnić się, że nie ma między nimi różnic…

Aby pomóc nałogowym kolekcjonerom uzasadnić zakup kolejnego wydania, dystrybutor, poza umieszczeniem na okładce wielkiego napisu „Collector’s edition” i faktu dodania filmu w wersji 3D (czy ktoś w ogóle ogląda 3D na telewizorze?), dodał do najnowszej edycji parę dodatkowych smaczków. Na płycie z bonusami głodny materiałów zakulisowych fan znajdzie cztery nowe, krótkie filmy opowiadające o procesie powstawania efektów dźwiękowych (dwa osobne filmiki), kostiumów i broni. Może też rozgościć się w salonie, w którym razem z nim zasiądą Daisy Ridley i John Boyega, by razem odbyć krótką pogawędkę na temat pracy na planie Gwiezdnych Wojen. Trzeba przyznać, że ich rozmowy słucha się zaskakująco dobrze, opowiadane historie są zabawne i czuć, że chemia, która towarzyszy Finnowi i Rey w filmie przeniosła się na relację między aktorami.

Jednak tym na co czekało najwięcej fanów są trzy niepublikowane wcześniej usunięte sceny. Pierwsza z nich to krótka (17 sekundowa) scena z Leią i rebeliantami, która pokazuje, że w pierwszych założeniach miała ona do odegrania nieco większą rolę niż w finalnej wersji filmu. Druga, i moja ulubiona, to alternatywna wersja wydarzeń w zamku Maz Kanaty, w której to Unkar Platt odnajduje Rey i wpada w konflikt z wyraźnie zirytowanym Chewbaccą. Pozwala to nam wreszcie zobaczyć, co dzieje się, gdy nie pozwoli się Wookiemu wygrać w Holo-szachy. Trzecia usunięta scena pokazuje Hana, Chewiego i Finna uciekających razem z Maz z jej zamku atakowanego przez szturmowców Nowego Porządku. Scena ma charakter stricte humorystyczny i pewnie dlatego została wycięta z ostatecznej wersji filmu. Co dziwne, nie jest ona pokazana do końca, przez co po jej obejrzeniu pozostaje niedosyt. Wszystko to składa się na około 40 minut nowych materiałów.

Wisienką na torcie i tym, co przekonało mnie do zakupu, jest komentarz do filmu w wykonaniu reżysera. Oglądanie Przebudzenia Mocy z J.J. Abramsem jako przewodnikiem to czysta przyjemność. Dzieli się on nie tylko anegdotami z planu, ale opowiada również o technicznych aspektach tworzenia filmu, trudnościach jakie napotkał przy poszczególnych scenach, o tym co planował zrobić inaczej oraz o niewykorzystanych pomysłach. Do tego robi to z wielkim entuzjazmem, dzięki czemu czuć, że naprawdę włożył w ten film kawał serducha.

Ale powracając do zasadniczego pytania – czy warto? Jeśli tak jak ja macie w sobie żyłkę kolekcjonera i czerpiecie radość nie tylko z oglądania Gwiezdnych Wojen, ale i faktu posiadania bajeranckiego pudełka (albo i kilku) na półce, to prawdopodobnie już jesteście w posiadaniu tego wydania kolekcjonerskiego. Dla wszystkich pozostałych, którzy kupili już poprzednie wydanie, parę dodatkowych, krótkich dokumentów i usuniętych scen (które zapewne można już i tak obejrzeć w Internecie) to chyba jednak trochę za mało. Pamiętajmy też, że jak dotąd nie pojawiła się wersja Ultra HD Blu-Ray Przebudzenia Mocy, więc już za kilka miesięcy można spodziewać się kolejnego limitowanego, kolekcjonerskiego, ostatecznego, definitywnego wydania zawierającego nowe, wcześniej niepublikowane materiały. Wytrzymacie do tego czasu?

P.S. Jak informuje mnie redaktor Łukasz Matelski, polski dystrybutor sprawił jeszcze jedną, przykrą niespodziankę wszystkim chętnym do zakupu tego wydania. Polska edycja nie zawiera ścieżki dźwiękowej DTS-HD Master Audio – otrzymujemy „jedynie” DTS-HD High Resolution, czyli półkę niżej jeśli chodzi o jakość. Tym bardziej warto rozważyć opcję zakupu w jednym z zagranicznych sklepów. Dzięki za czujność!