Od czasu premiery Przebudzenia Mocy wiele osób zastanawiało się, gdzie podziała się Moc księżniczki… znaczy Generał Lei. W końcu na końcu Epizodu 6 Luke wyjawił, że i ona, jako jego siostra i córka Anakina, Mocą jest silna. Jednak nigdy tego nie pokazał.

Jakiś czas temu pisaliśmy o interesujących plotkach na temat Epizodu 8, które poruszały ten właśnie temat. No ale właśnie, były to tylko plotki, a teraz, dzięki Chuckowi Wendigowi, który ujawnił kolejny, obszerny fragment nadchodzącej książki – Aftermath: Life Debt, dostajemy kilka faktów oraz zdecydowany głos w sprawie Mocy Lei.

https-%2F%2Fblueprint-api-production.s3.amazonaws.com%2Fuploads%2Fcard%2Fimage%2F122184%2FSW_LIFE_DEBT__1_

Oto wspomniany fragment, który, jak potwierdził autor, nie jest tylko krótkim przerywnikiem, można się więc domyślać, że w książce Lei będzie całkiem sporo:

(Poniższy fragment nie jest oficjalnym tłumaczeniem, a jedynie próbą, momentami pewnie nieudolną, autora zmierzenia się z tłumaczeniem)

Pokój jest biały i niemal pusty. Ściany są wygłuszone. Okien jest wiele, a padające promienie słoneczne są oślepiająco jasne.

W pokoju jest tylko Leia i roślinka w doniczce.

Owa roślina, to zaszczepka drzewa-sanktuarium z Endoru, choć ma też inną nazwę – wężowa łamigłówka, gdyż ciemne gałęzie drzewa lubią splatać się ze sobą i tworzyć żywe węzły.

Drzewo wyhodowane zostało od nasionka – niewielkiego, guzowatego żołędzia, który Leia otrzymała od małego ewoka znanego jako Wicket. Zasadziła go w donicy pełnej chandriliańskiej gleby i, ku swemu zdziwieniu i radości, nasionko wykiełkowało.

Roślina stała się dla niej punktem, na którym skupiała się podczas swych medytacji, które zasugerował Luke. Zdecydowała, po tym, gdy wzburzona opuściła spotkanie, że najlepiej będzie przyjść właśnie tu. Najlepiej będzie skupić się na czymś, co nie jest racją stanu galaktyki, powstającą Nowej Republiki, czy tym natarczywym uczuciem, gdzieś w środku, że Mon Mothma zdradziła ją w niewielkim, ale znaczącym stopniu.

Siedzi więc na środku pokoju z rękami spoczywającymi na swym zaokrąglonym od ciąży brzuchu.

Oczyszcza swój umysł.

A następnie próbuje poczuć drzewko.

Lei nigdy nie udało się go poczuć.

Bynajmniej nie dlatego, że nie próbowała. Siedzi tam. Wydycha, a następnie próbuje oczyścić umysł z wszelkich myśli. Dokładnie tak, jak nauczył ją Luke. To przez większość czasu się udaje. Ale jej brat mówił, że możliwym jest poczuć każde życie poprzez Moc.

Zarzekała się, że ona po prostu nie ma tego daru. Tej mistycznej, nieopisanej siły, którą posiada jej brat oraz (gdy o tym myśli wciąż przechodzi ją dreszcz) jej ojciec… Jej biologiczny ojciec.

Luke z kolei zarzeka się, że z czasem i ona poczuje Moc, tak jak i on. Wytłumaczył, że to dzięki niej była w stanie poczuć jego ból na Cloud City, gdy wisiał tam, pobity i rozbity, nad bezkresnym odmętem chmur. Powiedział, że ją nauczy.

I nauczył. Przynajmniej niektórych rzeczy.

A potem? Odszedł.

Dokładnie tak, jak Han.

Luke…

Znów łapie się na tym, że jej myśli płyną w stronę Luke’a, starają się dosięgnąć jej nieobecnego brata, niczym gałęzie wyciągające się w stronę słońca. Potrzebuję Cię tu. Potrzebuję Twojej pomocy. Owszem, Luke wciąż bywał niekiedy naiwny niczym farmer, ale teraz nawet tym by nie pogardziła.

Jej umysł jest plątaniną myśli. Zawiłości polityki, miłość (a często i złość), którą czuje do Hana, utrata Luke’a, a ponad wszystko, nieustająca obawa i troska o rosnące w niej życie…

Czuje mrowienie na skórze. Jej umysł zdaje się nagle oddalać od jej ciała. Leia czuje zawroty głowy jak silne, że upada.

Och.

Och jej!

Jest! Opływająca ją i przez nią… Obecność, jakiej nigdy dotąd nie czuła. Pulsujący,migotliwy blask.

To nie roślinka. To nie Luke. To nawet nie Han.

To jej dziecko.

To coś więcej, niż tylko matczyna świadomość rosnącego w niej życia, o którym już wie. Na tym etapie jest aż nazbyt świadoma jego ruchów i kopniaczków malutkiej osóbki w jej brzuchu. (Tak samo jak aż za dobrze poznała „uroki” porannych nudności, i tych, które nadchodzą po śniadaniu, czy niemal ciągłego głodu…)

Teraz to coś zupełnie innego. Coś poza nią. To nie jest fizyczne doznanie. To coś, co ją otacza, otula niczym zapach najcudowniejszych perfum. I nagle świadoma jest umysłu i duszy swego dziecka. Wyczuwa zuchwałość i zaradność, wyczuwa silną krew i światły umysł i, na krew Alderaanu, będzie z niego wojownik!

Ale zaraz…

Niego?

Tak, to chłopiec.

To chłopiec.

Dłońmi próbuje zasłonić usta, gdy nagle jednocześnie wybucha nieskrępowanym śmiechem i zaczyna płakać. To jest właśnie jasna strona, o której Luke tyle mówi – obietnica światła, obietnica nowego życia…

Ale po nim, ciemna strona zaciska się na jej radości niczym pętla. Bo wraz z nadzieją i radością nadchodzi strach – strach rozciągający się niczym rosnący cień. Strach przed wychowywaniem dziecka we wciąż niestabilnej galaktyce. Obawa o życie Hana, a także Luke’a. Czy dziecko wychować się będzie z ojcem? Z wujkiem? Mentorem? Jakie jest jej dziedzictwo, a jakie będzie dziedzictwo jej syna?

Oddech zamiera w jej piersi. Musi zmusić się do tego, by na powrót zacząć oddychać.

Oczyść umysł. Do czysta. Skup się Leio, skup się.

Czy to są jej myśli?

Czy też Luke’a?

Zapowiada się całkiem interesująco, aczkolwiek zastanawiam się, co powiedziałaby obecna ekipa rządząca na taką ingerencję w życie płodowe? A już całkiem serio, myślicie że temat Lei i jej wrażliwości na Moc będzie rozwijany?