Radio jako takie mogłoby dla mnie nie istnieć, bo jeśli słucham go nawet z wyboru, co zdarza się niezmiernie rzadko, to najczęściej i tak nic wartego posłuchania tam nie znajduję. Natomiast całkiem często słucham ostatnio radia mimochodem, a niestety jest to najczęściej radio z serii odmóżdżająca papka dla mas. Czy to w aucie, czy w kuchni, czy na działce, gdzie niestety nie idzie złapać nic innego.

Problem z masową papką, oczywiście poza tym, że puszczają szmirowatą pseudo muzykę, jest taki że jak się do jakiejś szczególnie debilnej piosenki uczepią, to puszczają ją niemal non stop. Wcześniej przez miesiąc jak nie więcej gnębił mnie jakiś Podsiadło, czy inny Owczarek, a teraz od przynajmniej dwóch tygodni słuchaczy katują jakimś Justinem Biberem, którego słyszę przynajmniej dwa razy na dobę, a radia nie słucham przez okres dłuższy, niż około 2 godziny dziennie.

Jak słyszę tę piosenkę dla niedorobionych, różowych nasteczek, to nóż mi się w kieszeni otwiera i mam ochotę wbić sobie szpikulec do lodu w ucho. Aczkolwiek aż się boję myśleć, co na hit będzie kreowane w następnej kolejności.

W każdym razie moment wytchnienia mam ostatnio tylko w toalecie w pracy, gdzie jakiś geniusz zamienił RMF, na RMF Classic, i człowiek przesiadywać tam może na przykład z Marszem Imperialnym grającym w tle.