Po komiksowej środzie, czwartki z reguły poświęcam na komiksowe recenzje, ale że ten tydzień nie przyniósł nowych wydawnictw z odległej galaktyki, postanowiłem napisać recenzję, do której zbierałem się już od dłuższego czasu, a która będzie pierwszą w historii bloga, recenzją starwarsowego gadżetu.
A swego pierwszego razu nie mogłem przeżyć z nikim innym, jak z repliką BB-8 od Sphero, na którego jak może pamiętacie, bardzo „chorowałem” i pragnąłem mieć. Jak widać pragnienia czasami się spełniają, a słodki, mały BB-8 jest ze mną już od pewnego czasu.
Jako, że jest to mój pierwszy raz, musicie wybaczyć, jeśli recenzja będzie nieco chaotyczna, ale liczę, że a) tego typu recenzje pojawiać się będą częściej i b) będzie czytało się je coraz lepiej.
No ale jedziemy z tym koksem i zacznę mniej więcej od początku, czyli od opakowania, w którym BiBi do mnie przybył.
Tak opakowanie wygląda na oficjalnych zdjęciach…
…a tak na nieoficjalnym 😉
Jakości jest ono naprawdę rewelacyjnej. Naprawdę rzadko spotyka się (albo przynajmniej ja rzadko spotykam) produkty zapakowane tak solidnie i estetycznie. Jedynym, który mógłby tutaj konkurować, był mój Kindle, ale w sumie Amazon, za pośrednictwem Apple’a, ze Shpero sporo ma wspólnego, więc tak dobre opakowanie nie dziwi. Poza tym za taką cenę (w Polsce to 699 zł), wstyd byłoby oferować co innego.
Jak szybko okazało się, wykonanie samego droida też jet bardzo porządne i solidne. Okazało się, bo zanim nauczyłem się nie przenosić laptopa, gdy BiBi akurat się ładował, przynajmniej parę razy zaliczył dość twarde lądowania na parkiecie. Wyszedł z nich bez jakiegokolwiek szwanku, bo zgiętą lekko antenkę dało się szybko naprostować. Jedynym drobnym minusikiem konstrukcji są zbierające wszelki brud i kurz malutkie kółeczka, które ułatwiają przesuwanie się główki po korpusie (jeśli pamiętacie czasy myszek kulkowych, będziecie wiedzieć o co chodzi).
No i właśnie, BB-8 składa się niejako z dwóch części – kulistego korpusu, wewnątrz którego mieści się cała maszyneria (dokładnej zasady jej działania nawet nie próbowałem zgłębiać); oraz główki, która w sumie nie mieści w sobie już żadnych elementów technologicznych, ale to dopiero ona czyni BiBiego urokliwą całością. Urokliwą, acz malutką, bo droid mierzy sobie niecałe 10 cm.
W skład zestawu wchodzi także indukcyjna ładowarka zasilana z portu USB – nigdy jeszcze nie używałem BiBi tak długo, ale producent twierdzi, że czas pracy w pełni naładowanego droida, to około godziny.
Z kolei cała kontrola BiBiego odbywa się za pomocą smartfonowej appki, którą ściąga się bezpłatnie, a która poza sterowaniem, przejęła także część funkcji droida, a szczególności wydawanie charakterystycznych, znanych z filmu „bibipnięć”. Troszkę szkoda, że to nie sam droid wydaje dźwięki, ale w sumie jest to niewielki mankament.
A wracając do aplikacji, poza sterowaniem samym droidem (dojście do jako takiej wprawy wymaga poświęcenia przynajmniej pół godzinki), mamy tutaj też wywoływanie zaprogramowanych zachowań, tryb patrolowania (jeśli nie macie zwierzaka, to jeżdżący sobie samodzielnie po domu BB-8 jest prawdziwym słodziakiem), sterowanie głosowe (ilość komend jest ograniczona, ale mam nadzieję, że z kolejnymi aktualizacjami będą dochodzić nowe) oraz największy chyba bajer – nagrywanie i odtwarzanie „holograficznych” wiadomości. Oczywiście nie są to „prawdziwe” hologramy znane z filmów, gdyż widoczne są tylko w telefonie po nakierowaniu go na BiBiego, ale efekt i tak jest bardzo fajny.
Świetne jest też to, że nawet spoczywając na ładowarce, ale mając cały czas włączoną appkę, BiBi cały czas „życie”. Popiskuje sobie, kręci główką i w ogóle stara się zwrócić na siebie uwagę. I to jest przekochane, żałuję tylko, że nie potrafi takiej aktywności wykazywać bez włączonej appki.
„No i co on jeszcze właściwie robi?” jak już nie raz pytały różne osoby (z reguły przedstawicielki płci pięknej)? Na to pytanie odpowiem śpiewająco… No może raczej obrazkowo:
Integruje się z innymi domownikami:
Pomaga w gotowaniu (zupka cebulowa wyszła pyszna):
Uczy się historii:
I pomaga starszym (aren’t a little short for an astromech?):
A podsumowując, jak oceniam BB-8 od Shpero? Cóż, zastosowań praktycznych nie ma od praktycznie żadnych, ale jak pisałem niedawno, im rzecz bardziej niepotrzebna, tym bardziej mi się podoba, więc BiBiego uwielbiam, choć niestety nie mam dla niego aż tyle czasu, ile bym chciał. Oczywiście 99% trzeźwo i racjonalnie myślącego społeczeństwa uznałoby, że jest on absolutnie nie wart swojej ceny, ale jeśli jesteście fanami SW i wciąż drzemie w Was mały chłopiec (lub dziewczynka), to BB-8 od Sphero bardzo Wam się spodoba. A jeśli macie już własne potomstwo, to i ono będzie zachwycone (nie wspominając o tym, że będzie ono świetnym pretekstem, by BiBiego nabyć ;)).
Aha, niedawno wyszedł też dodatkowy gadżet do BB – a mianowicie Opaska Mocy (Forceband), który ma na celu znacznie ułatwić sterowanie i uniezależnić je od smartfona. Tego niestety już (ale mam nadzieję, że i „jeszcze”) nie mam, więc od oceny się powstrzymam, ale wygląda bardzo fajnie.
Ale czas już na ostateczną ocenę, a że, jak widać powyżej, droidzik bardzo mi do gustu przypadł, nie może być ona niższa, niż 9/10.
Starzejący się coraz bardziej osobnik płci męskiej w stopniu redaktora naczelnego. Miłośnik komiksów, dobrego jedzenia i mocnego rocka. Kiedyś obejrzał Gwiezdne Walki (czy jakoś tak), a że jest nałogowym grafomanem, to teraz o tym cały czas coś pisze. A sam o sobie mówi: "Pomimo posiadania brody (prawie zawsze), jazdy na rowerze i całkiem wprawnego obracania siekierą, nie jestę hipsterę!"