Tytuł: Honorable Ones
Po kilku odcinkach znamiennych i mogących mieć duży wpływ na dalszą przyszłość nie tylko poszczególnych postaci, ale także kierunku rozwoju całej serii, otrzymaliśmy odcinek, który poza rozwojem dwóch, bardzo zaniedbanych postaci, może mieć wpływ na ich przyszłość najbliższą.
O ile na postać Zeba nie tak dawno zostało rzucone nieco więcej światła, o tyle Agent Kallus przez ponad 1,5 sezonu pozostał dokładnie takim samym, sztampowym i jednowymiarowym złoczyńcą, jakich widzieliśmy już setki. Zarozumiały, okrutny, przekonany o swej wyższości i lubiący ją demonstrować (dość powiedzieć, że owe demonstracje nie zawsze szły po jego myśli).
W wyniku (kolejnej już chyba) absurdalnej, lekkomyślnej i nikomu niepotrzebnej akcji załogi Ducha (która sama świadoma jest chyba swych absurdalnych wyborów, ale jakoś na błędach jeszcze uczyć się nie zaczęła), Zeb i Kallus lądują (mocno awaryjnie) na jednym z księżyców Geonosis, który odznacza się bardzo nieprzystępnym klimatem i wrogo nastawioną fauną.
I dalej tez już wszystko idzie zgodnie z utartym tematem, według którego, wrogowie muszą współpracować, by przeżyć i nauczyć się sobie ufać, by wydostać się z opresji. A kończy się tym, że zostają towarzyszami broni i przyjaciółmi… No dobra, żartowałem, aż tak sielankowo i nieprawdopodobnie nie jest.
Mimo to opresja, w jakiej znaleźli się bohaterowie sprawia, że znacznie lepiej poznajemy Agenta Kallusa i okazuje się, że nie wszystko a propos tej postaci jest tak proste i oczywiste, jak się z początku wydawało. I mi się to bardzo podoba! Bo o ile już wcześniej uważałem, że Agent Kallus ma spory potencjał, to teraz jestem o tym przekonany i jestem niezwykle ciekaw, jak dalej potoczą się losy tej postaci.
Co poza tym? Ogólny ton odcinka był dość spokojny, choć rozpoczął się od dość intensywnej, choć jak zawsze trochę naciąganej akcji. Aczkolwiek jeden element zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, bo był czymś, czego dotąd jeszcze na ekranie w tak rozbudowanej formie nie widzieliśmy, a już od dawna się należało. Nie będę zdradzał co to, ale powiem tylko, że postacią pierwszoplanową był Chopper.
Tym niemniej akcja nie była tutaj najważniejsza, co najlepiej obrazuje ostatnia scena – tak prosta i wydawało by się zwyczajna, jednak niosąca w sobie sporą dawkę sprzecznych emocji i ogromny potencjał na przyszłość.
Jak dla mnie był to jeden z najlepszych odcinków Rebelsów jak do tej pory, dlatego też oceniam go na 9/10.
Przy okazji wrzucam też zapowiedzieć kolejnego odcinka, w którym…
.
.
.
UWAGA SPOILER
.
.
.
powróci Matt Lanter jako Anakin Skywalker:
Jak zawsze przypominam też, że biorę udział w plebiscycie Blog Roku 2015 i liczę na Wasze głosy. C-3PO, choć ma złe przeczucia, to zagłosował. Dlatego wysyłajcie SMSy o treści B11552 na numer 7124. Kosztuje to tyle, co nic, bo tylko 1,23 zł z VAT, a korzyści sporo 😉