No i przyszedł czas na pierwszego przedstawiciela Ciemnej strony Mocy w TFA, czyli budzącego wielkie kontrowersje już przed premierą (a po chyba jeszcze większe) – Kylo Rena aka… SPOILER ALERT.

Przed premierą obrywało się głównie jego mieczowi z jelcem, choć jak twierdzą znawcy tematu, nie jest to wcale koncept nowy i pojawiał się on w Expanded Universe. Mimo to byli krzykacze i malkontenci. A mi się koncept od początku bardzo podobał (tak, jak i niestabilny „płomień”), a szczególnie klimatycznie wyglądał w zwiastunie (och, jak żałowałem, że ta scena nie znalazła się w filmie).

Kiedy jednak zobaczyliśmy i poznaliśmy człowieka pod maską, nagle wszyscy zapomnieli o jego nietypowym mieczu i skupili się na generowaniu hejtu wobec samej postaci, która jednak moim zdanie, nie jest wcale taka zła. Oczywiście nie ma on niesamowicie widowiskowych umiejętności Dartha Maula, charyzmy Vadera czy potęgi i przebiegłości Imperatora, ma za to wady, wątpliwości i niepewność, której brakowało jego poprzednikom, a które to czynią go postacią prawdziwszą i bliższą każdemu z nas.

Nie można też zapominać, że wciąż jest on niewykształconym młodzieńcem, targanym sprzecznymi uczuciami chłopcem, który wychowywać musiał się w cieniu rodziców i wujka, którzy dokonali rzeczy wielkich.  Czy tak trudno wyobrazić sobie, że ugiął się, a następnie załamał pod ciążącą nad nim presją? Wystarczy przypomnieć sobie historie z życia wzięte, jak choćby Jake’a Lloyda, który po roli młodego Anakina załamał się zarówno jako aktor, jak i człowiek.

Mimo to Kylo jest potężny. Potrafi nie tylko odbijać, czy absorbować strzały z blastera, on energetyczną wiązkę potrafi bez większych problemów zatrzymać w powietrzu. Moc pozwala mu także nie tylko dusić swe ofiary, ale także przyciągać do siebie ze sporych odległości (w sumie to w filmie widzieliśmy właściwie tylko telekinetyczny aspekt jego Mocy). A wszystko to wciąż będąc tylko uczniem – można się domyślać, że szkolenia Jedi nie zakończył, a od Snoke’a wiemy na pewno, że jego zgłębianie arkanów Ciemnej Strony, także się nie zakończyło.

Oczywiście przywódca zakonu rycerzy Ren nie jest pozbawiony wad i słabości. Jego napady wściekłości typowe dla rozkapryszonego bachora, jego płaczliwe skargi do swego Mistrza, niezdrowa fascynacja „zwłokami” dziadka oraz autentyczne rozdarcie, między Jasną i Ciemną stroną Mocy.

Wszystko to sprawia, że Kylo Ren aka Ben Solo jest postacią, której rozwój i dalsze losy będą dla mnie najciekawszą częścią nadchodzących epizodów, mam nadzieję, że więcej światła rzucone zostanie na rycerzy Ren, że poznamy szczegóły i kulisy jego przejścia na Ciemną Stronę, a także dowiemy się dlaczego po trafieniu go przez Chewiego z jego bowcastera nawet nie upadł, podczas gdy szturmowców odrzucało na kilka metrów (czy jest aż takim twardzielem, czy to po prostu jedna z tych denerwujących, fabularnych dróg na skróty).

Tak czy inaczej, ja Kylo Rena (czy w masce, czy bez niej) nie hejtuję. Nie jest też on co prawda moją ulubioną postacią, ale bez dwóch zdań najciekawszą i tą, w której drzemie największy potencjał.