No i mamy postać, na którą wielu zapewne czekało, nowego droida, który furorę zrobił już na długo przed premierą Przebudzenia Mocy. Ale czy ten wspaniały wytwór praktycznych efektów specjalnych sprostał oczekiwaniom fanów i stał się najsympatyczniejszą postacią filmu?

Cóż, BB-8 nie został ulubioną i najsympatyczniejszą postacią Przebudzenia Mocy. Niestety, a raczej stety, w tej kwestii poza wszelką konkurencją znalazła się Rey. Aczkolwiek BB-8 i tak był dla mnie miłym zaskoczeniem, głównie dlatego, że nie przesadzono z jego rolą.

Nie jest to ani nowa wersja Artoo, która ratowałaby bohaterów z opresji za opresją (nie jest też tak wygadany, ale swoje zdanie wyartykułować zdecydowanie potrafi), ani też kolejne wcielenie Threepio, niezbyt przydatny, ale wszędzie wtykający nos (vide jego pierwsze pojawienie się w TFA). BB-8 pozostał sobą, czyli sympatyczną, pomocną (ale nie zawsze kluczową) kulką, która nadspodziewanie dobrze radzi sobie z poruszaniem się w płaszczyźnie wertykalnej.

BB-8 jest też wprost stworzony, by z jego postaci czerpać inspiracje do wszelkiego rodzaju zabawek (jak choćby cudne Sphero), gadżetów czy ciuchów (patrz zimowa czapka, na którą ostatnio choruję), co każe się zastanawiać, jak wielki udział przy powstawaniu jego koncepcji miały zastępy marketingowców, a ile to nieskażony wytwór wyobraźni tytularnych twórców filmu.

Ale nawet jeśli BB-8 od początku do końca powstał w celach marketingowo-finansowych, i tak uwielbiam jego postać i mam nadzieję, że nie zabraknie go w kolejnych częściach. Nie obraził bym się nawet, jakby jego rola i wpływ na wydarzenia nieco wzrósł, aczkolwiek nie ograniczał się tylko do hakowania opornych drzwi i sporadycznych napraw hipernapędu (z tym Rey radzi sobie świetnie), jak to się niektórym słynnym droidom zdarzało.