Tak! To już dziś! Ostatni dzień, który dzieli mnie od wyczekiwanej premiery Przebudzenia Mocy 🙂 No dobra, teoretycznie dwa dni, ale i tak wszyscy wiedzą, że premiera jest niemalże jak w czwartek, więc dziś świętuję ostatni dzień 😀
Od dwóch dni odbywają się już co prawda różne pokazy dla VIPów i innej prasy (na jednym z takich pokazów miałem nawet nadzieję być, ale się nie udało), ale zwykli śmiertelnicy muszą jeszcze poczekać te niecałe 29 godzin.
Są też już pierwsze opinie i recenzje, które uspokajają, bo większości są bardzo pozytywne. No ale nigdy nie brakuje niewiernych Tomaszów, którzy uwierzą, jak zobaczą. Ja bardzo chcę wierzyć, więc sam siebie przekonuję, że nie może być źle, ba, nie może być inaczej, niż bardzo dobrze. A dlaczego? Cieszę się, że zapytaliście. Oto kilka powodów, dla których Przebudzenie Mocy będzie świetne:
początkowo fani obawiali się najbardziej, a mianowicie studio Disney’a,
zakupiło Lucasfilm, a wraz z nim prawa do marki Star Wars. Jednak jeśli
popatrzyć na inne zakupy studia w ostatnich kilku latach, można poczuć się
zbudowanym. Pixar, po przejęciu go przez ekipę Myszki Miki, nie stracił nic ze
swej magii czego najlepszym dowodem są zdobyte przez ich animacje Oskary. Pod
egidą Disney’a filmowo rozwinęło się także studio Marvel, które przed dłuższy
już czas kroczy od hitu, do hitu. Dowodzi to, iż słynne studio, zamiast tłamsić
zapał i pomysły podległych im twórców, pozwala im rozkwitnąć jak nigdy
wcześniej. Nie ma też powodów przypuszczać, by Lucasfilm i marka Star Wars
miała stać się tutaj niechlubnym wyjątkiem.
ma także osoba reżysera. J.J. Abrams, jak na tak młodego reżysera, ma na swym
koncie godną pozazdroszczenia filmografię, wśród której znajduje się bardzo
udane odświeżenie innego, wielkiego tytułu kina sci-fi – Star Trek. Jednak dla
Abramsa to Star Wars jest czymś wyjątkowym. Nigdy nie ukrywał, że jest on
fanatycznym wręcz miłośnikiem dzieła Georga Lucasa, co czyni go osobą, z którą
seria odnajdzie dawną magię, a do świadomości i serc setek milionów widzów
powróci w pełnej glorii i chwale. Tym bardziej, że tworzenie scenariusza
wspomagał Lawrence Kasdan – twórca uznawanego powszechnie za najlepszą część
sagi – Imperium Kontratakuje oraz niewiele gorszego Powrotu Jedi. Taki duet
nas, fanów zawieść po prostu nie może.
leżało u podstaw porażki Nowej Trylogii. Jej twórcy zachłysnęli się
najwyraźniej ówczesną technologią, jakże różną od tego, co mieli do dyspozycji
na przełomie lat 70. i 80. Uznali oni, że to wystarczy, by stworzyć niezwykłe
widowisko, które znów porwie całe pokolenia. I owszem, widowisko stworzyli nie
lada, ale niestety pozbawione ducha Star Wars. Dlatego też przy tworzeniu
Przebudzenia Mocy twórcy wrócili do korzeni, postawili na tworzenie makiet i
modeli (nie rzadko w skali 1:1), praktyczne efekty specjalne, oraz kręcenie w prawdziwych lokalizacjach
wszędzie, gdzie było to możliwe.
zrezygnować z cudów współczesnej technologii. Ale tym razem zwrócili się do
największego specjalisty i prekursora technologii „motion capture” – Andiego
Serkisa. Twórca genialnego Golluma w trylogii Władcy Pierścieni czy też nie
mniej spektakularnego Cesara w nowej odsłonie serii Planeta Małp ma zadbać o
to, by postaci stworzone komputerowo, na równi z aktorami z krwi i kości, stały
się integralną częścią filmu. Podczas gdy w Nowej Trylogii, były one jedynie
źródłem frustracji i nieustającego „hejtu” fanów (znienawidzony wręcz Jar Jar
Bings, niewiele lepiej oceniany Watto, czy Yoda, który w wersji komputerowej
zatracił gdzieś część swego uroku), tutaj mają szansę stać się kimś znacznie
więcej i oczywiście lepiej.
nie trzeba. Choć nie wszyscy byli i są aktorskimi tytanami, to stoi za nimi
ogromna siła nostalgii. Wystarczyła bowiem jedna, króciutka kwestia wypowiadana
przez Hana Solo w drugim zwiastunie, by wywołać euforię i łzy wzruszenia fanów
na całym świecie. A jak na tle starych wypadnie nowe pokolenie? Także tutaj
powodów do obaw nie widać, bo choć nie są to nazwiska z hollywoodzkiej
ekstraklasy, to trudno odmówić talentu komukolwiek z pierwszoplanowych
nowicjuszy. Zresztą może to i lepiej, że J.J. Abrams zrezygnował z głośnych
nazwisk, w końcu w roku 1977 mało kto słyszał o Harrisonie Fordzie, Carrie
Fisher czy Marku Hamillu, a jednak stworzyli oni coś ponadczasowego i absolutnie
genialnego.
Poza tym sprzymierzeńcem naszym Moc jest, i potężnym sprzymierzeńcem ona jest, więc jutro przeżyjemy magiczną noc dlatego, że pragną tego miliony podobnych fanów, a taka kumulacja zgodnych pragnień i
pozytywnych emocji nie może pozostać bez wpływu na rzeczywistość.