Jak już chwilę temu pisałem, zabrałem się za mobilną grę osadzoną w nowym kanonie – Star Wars Uprising. Obiecałem też jej recenzję, a że dziś niespodziewanie otrzymałem ciut więcej wolnego czasu, oto moje wrażenie.

Zaczęło się od tego, że gry nie mogłem uruchomić, ale po kilku dniach ruszyła, więc ja ruszyłem na podbój galaktyki, a raczej zrzucać Imperialne jarzmo z sektora Anoat. Tak właśnie bowiem wygląda rys fabularny (na tyle, na ile zdążyłem go poznać). Wcielamy się oto w szemranego dość obywatela, który wszystkie swoje problemy zwykł był rozwiązywać blasterem, a jeśli nawet był do tego wcześniej nawykły, to szybko się będzie musiał się do tego przyzwyczaić, by przebić się przez żelazną blokadę, którą Imperium odcięło od świata sektor Anoat.

Cały półświatek staje się więc nagle bojownikami o wolność, równość i braterstwo, a nasz bohater (lub bohaterka) rzucany jest w wir wydarzeń. I tutaj trzeba sobie odpowiedzieć na jedno zajebiście ważne pytanie. Czy gra się w Star Wars Uprising, by poznać związaną z nim historię (będącą częścią nowego kanonu), czy też chce się odcisnąć na grze swoje piętno i zostać w jej światku naprawdę kimś.

W pierwszym przypadku można bez skrępowania i zbędnego deliberowania zabrać się na wykonywanie misji posuwających opowieść naprzód, zadowalając się przy tym mocno przeciętną postacią i sprzętem.

Jeśli ktoś ma jednak ambicje nieco większe, czekają go długie godziny i dni żmudnej pracy przy zbieraniu kredytów, broni i innych materiałów niezbędnych do systematycznego rozwoju postaci. To jest właśnie jeden z problemów gry, który kłóci się ze wszystkim, czym powinny być gry RPG – otóż tutaj levelowanie swojej postaci to zło i jeśli robi się to za szybko, można bezpowrotnie stracić szansę na naprawdę sensowne podpowerowanie swojej postaci. I tutaj pojawia się kolejny problem, jeśli bowiem faktycznie chcemy levelowanie opóźnić maksymalnie, skazujemy się na powtarzanie tych samych misji praktycznie w kółko.

Zresztą w ogóle każda misja, nawet te związane z rozwojem opowieści, jest podobna do każdej innej, a lokalizacje, choć prezentujące się całkiem przyzwoicie (szczególnie Hoth) i wrogowie (różnorodność jakaś jest, ale nie tak duża, jak by sobie można życzyć) szybko się nudzą. Jak wspomniałem, bohater każdy problem rozwiązuje przy pomocy blastera i to nie była przesada, bowiem SW Uprising, to w moim odczuciu nie tyle gra RPG, co najzwyklejsza strzelanka wzbogacona o moduł rozwoju postaci i sprzętu. Przypomina mi ona nieco amigowego starocia pt. Cannon Fodder, choć produkcji firmy Kabam daleko niestety w kwestii grywalności i miodności do kultowej gry sprzed lat.

Kolejnym minusem gry jest jej pochłanianie zasobów baterii w zastraszającym tempie oraz regularne zawiasy – po pewnym czasie zacząłem sam co jakiś czas prewencyjnie restartować telefon, by uniknąć kolejnego zawieszenia się gry. Sama rozgrywka roi się też od bugów, na które ludzie na forach bardzo narzekają, aczkolwiek mnie one aż tak nie dotknęły, więc może nie jest z tym aż tak źle.

No ale tak tylko narzekam na co się da, a czy gra ma jakieś plusy? Oczywiście, że tak. Przede wszystkim wspominana kanoniczność, ale nie tylko ona. Gra, mimo swoich niedostatków i momentami nużącej rozgrywki, wciągnęła mnie na tyle, że poświęcałem jej przez ostatni tydzień większość mojego wolnego czasu, a także czasu, który teoretycznie wolny być nie powinien, a to już o czymś świadczy. Gdy się nie zawiesza, wszystko działa też sprawnie i szybko, rozgrywka jest bardzo dynamiczna, a wrogowie nie mają w zwyczaju wybaczać większych błędów czy opieszałości. A przynajmniej mając dość niski Player Rank (czyli de facto podstawową wartość w grze), bo przy wyższy niektóre z misji przejść by można w gruncie rzeczy na automatycznym pilocie.

No ale skoro gra mnie aż tak wciągnęła i zaczęła od siebie uzależniać, to co robię rozpisując się tak w sobotni wieczór? Otóż gra przestała działać… Jeszcze rano wszystko było ok, a po powrocie z rodzinnej kolacji ani be, ani me. Pozwoli to zatem przetestować sprawność działania supportu firmy Kabam, a mi da trochę czasu na nadrabianie zaległości serialowych, komiksowych i książkowych.