Przyznaje się bez bicia, ale i bez wstydu i mocnego postanowienia poprawy, iż dziś grzeszyłem obżarstwem, słodkim oczywiście. I tak mnie ono zmęczyło i rozleniwiło, że dziś post będzie krótki.
Także tego, dobranoc 😉
Żartowałem, jeszcze się pochwalę co dziś dobrego jadłem 😉 Na śniadanie, a raczej przed śniadaniem, był prawie własnoręcznie robiony torcik z przepyszną, kremową masą pomarańczową oraz domową konfiturą wiśniową. Całkiem spory kawałek, zresztą oba były spore, bo i po śniadania się jakoś tak potknąłem i wpadł on na mój talerzyk. Zresztą zawsze byłem zdania, że każdy posiłek deserem nie tylko powinien się kończyć, ale i zaczynać. Potem było do próbowania parę innych rzeczy, ale desery znów pojawiły się w postaci ultra słodkiej baklavy (którą uwielbiam!) w rozmaitych wariantach. Był czekoladowy, kokosowy oraz kawowy, i jak kawy nie uznaję, baklava z taką nutką była wyborna. Potem rykoszetem oberwałem jeszcze kawałkiem gofra, by dzień zakończyć resztką czekolady z orzechami i lodami truskawkowymi. W końcu jak grzeszyć, to grzeszyć! 🙂