No i doczekałem się! Był wieczór kawalerski, a dziś, mój przyjaciel, Wiking (aka Wuher), powie sakramentalne Tak!

A w ramach ekshibicjonizmu życiowego, oto list, jaki dołączyłem do prezentu dla Pary Młodej, a który oddaje, jak bardzo są oni (on w szczególności) mi bliscy:

Drodzy Państwo Wikingowie (Wiking to bynajmniej nie nazwisko, a ksywa),

Zacznę od tego, by napisać, jak przeogromnie się cieszę, że się nawzajem odnaleźliście, że udało Wam się tego nie spieprzyć, no i dotarliście do swego „…i żyli długo i szczęśliwie”. Przy tej okazji raz jeszcze życzę Wam, by długo trwało lat więcej, niż ludzie z reguły żyją, a szczęśliwie, było szczęśliwe wręcz nieprzyzwoicie.



Ewelina – jak sama wiesz, wyszłaś właśnie za naprawdę fantastycznego gościa, więc dbaj o niego, bo jak nie… O czym ja w ogóle piszę, przecież wiem, że będziesz o niego dbała 🙂



Wiking (nazywanie Cię po imieniu zawsze chyba będzie dla mnie jakieś takie dziwne, mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza) – mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo Ci jestem wdzięczny, za wszystko, co przez lata dla mnie robiłeś i że byłeś przy mnie w chwilach, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. Za to, ale nie tylko za to, mogę z pełną świadomością powiedzieć, że Cię kocham (nie nie, bynajmniej nie po gejowsku, ale jak brata, którego nigdy nie miałem). Dlatego też dbaj o Ewelinę, bo jesteście dla siebie stworzeni. Zresztą wystarczy, że spojrzysz na mnie… i nie będziesz tak robił, to ja będę o Was spokojny.



No ale dobra, dość tych smętów, bo kac Was pewnie jeszcze do tej pory trzyma, więc teraz postaram się już szybko.



Oto przed Wami mój prezent. Nie jest to co prawda standardowa, weselna opcja. A dlaczego tak? No cóż, zastanawiałem się długo, co można dać osobom, którą zdają się mieć już niemal wszystko, którym chciałbym dać coś wyjątkowego, a przy tym utrzymać się w granicach własnych, skromnych możliwości. Myślałem, myślałem i w końcu wymyśliłem właśnie to i mam cichą nadzieję, że przypadnie Wam to choć trochę do gustu.



Oto bowiem kosz rozmaitości, którego składowe gromadziłem (w większości sam przygotowując) niemal przez okrągły rok. Są to najróżniejsze rzeczy, począwszy od domowego alkoholu, poprzez najróżniejsze przetwory (jedne bardzo tradycyjne i klasyczne, inne wręcz przeciwnie), aż do sosu na naprawdę specjalną okazję. Ale spokojnie, wszystko przetestowałem na sobie, jak widać jeszcze żyję, więc zapewniam, że i Wam nic nie będzie. A jeśli coś Wam wyjątkowo zasmakuje, zawsze możecie liczyć na regularne dostawy.



No a na koniec raz jeszcze niech Wam się darzy, a Wasza miłość i szczęście niech przynosi piękne owoce 🙂



Ps. Przepraszam, że tak bezdusznie, klawiaturowo, ale Wiking może pamięta, jak wygląda moje pismo, więc rozumie czemu tak, a nie inaczej 😉