Poranna kawa… Dla bardzo wielu nie tylko codzienny rytuał wykonywany z namaszczeniem i pietyzmem, nie tyle nawet konieczność, by rozwiać ostatnie wspomnienia snu i na dobre zacząć dzień, ale wręcz uzależnienie silne, jak mało które inne.

Ja akurat żadnej z tych rzeczy nigdy nie rozumiałem, nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem, bo kawy nie lubię i nie pijam. Nigdy. Czarny napar wypiłem dwa razy w życiu i w tej kwestii licznik już raczej nie drgnie. Co prawda jestem rano zawsze śnięty i tak gdzieś do około godziny jedenastej kontaktuję bardzo średnio, ale kawa, czy nawet trzy i tak by pewnie tego nie zmieniły, więc pozostaję jej przeciwnikiem. No chyba, że występuje ona w formie portretu Yody namalowanego świeżą kawą właśnie. Wtedy jestem jak najbardziej na tak!