Dziś klimaty rodem z amerykańskiej szkoły średniej, w których to realiach, jak widać postacie z Gwiezdnych Wojen by się świetnie odnalazły i bez trudu obsadziły wszystkie typowe role. No bo kogóż tutaj mamy?
Na pierwszym planie oczywiście niewinne, sympatyczne rodzeństwo, które z prowincji przybywa do wielkiego miasta, posiadając przy tym równie wielkie plany i marzenia. Poza swoją prostolinijnością i rozbrajającą szczerością intencji, nie mają początkowo wiele do zaoferowania.
Daje mamy gwiazdy sporty/bulliesów (u nas, a przynajmniej za moich czasów takowa instytucja się nie wykształciła, więc pozostaje to amerykański wynalazek), którym w głowie oczywiście głównie sport, dziewczyny i szybkie samochody.
Tutaj do kompletu występować powinna główna cheerleadarka (tutaj kolejna instytucja, która w rodzimych realiach się nie wykształciła, ale tutaj już bardzo tego żałuję), ale niestety deficyt postaci kobiecych w SW jest ogromny, więc tej grupy niestety zabrakło.
Ale nie mogło oczywiście zabraknąć nerdów/geeków/komputerowców, którym większość pozostałych grup życie uprzykrza, albo przynajmniej się z nich wyśmiewa, jednak często to właśnie oni ratują dzień.
Są też przedstawicie mniejszości kulturowych, etnicznych, wyznaniowych, seksualnych i wszelkich innych – tutaj kiedyś było łatwiej, bo owych różnorodności było znacznie mniej i jakieś takie rozsądniejsze było, a teraz? Jakieś emo, hipsterzy, pożal-się-Boże drwale, czy inne dziwaczne wynalazki.
Ale wracając do meritum, pojawić się też musi niezawodnie grupa nastolatków parająca się procederem przestępczym, najczęściej dilerką i innymi ciemnymi sprawkami. Ogólnie to goście, z którymi lepiej nie zadzierać.
Na koniec pozostaje jeszcze grono pedagogiczne, które kształtować ma młode umysły i pchnąć je na drogę ku jasnej, bądź ciemniej stronie mocy.