Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 6 dni.
Wczoraj dogorywał Bistan, ale nie zagłębiałem się zbytnio w szczegóły, a to dlatego, że w mojej wizji, Baze Malbus umiera wraz z nim. Obaj panowie (o ile Bistan to faktycznie rodzaj męski) zdają się mieć słabość do dużych giwer i posługują się nimi z niemałą wprawą.
Wczoraj wspominałem, że Bistan odchodzi z bronią w ręku otoczony przez przytłaczającą liczbę wrogów. Ale za plecami (dosłownie) ma on właśnie Baze, z którym odpierają całe szwadrony szturmowców na jakieś egzotycznej plaży Scarif.
Akcja zwalnia, kamera porusza się wokół nich, a zastępy szturmowców zdają się nie mieć końca, ale nasi bohaterowie nie odstępują się ani na krok, także się obracają wsparci o siebie plecami. Jednak kiedy ginie pierwszy, drugi nie ma się już na kim wesprzeć i niebawem także pada. A w tle słychać Queen i Another one bites the dust…
No dobra, z muzycznym tłem, to już trochę przesadziłem 😉
A tutaj Baze na dobranoc: