Tytuł: Rozpruwacz
Na szczęście twórcy się opamiętali i po żenująco słabym zapychaczu, dali nam odcinek ciekawy, trzymający w napięciu, a także zapowiadający nieuniknioną (?), finałową konfrontację, albo dwie.
Głos nierozsądku
Nie doszłoby do tego, gdyby nie sumienie drużyny, czyli Omega. Nadal nie wiemy praktycznie nic o jej specjalnej „mocy”, o ile takową posiada. Gdzieś w pół drogi zarzucono pomysł budowania więzi między nią a Hunterem i resztą Zgrai, a sama Omega zaczęła służyć scenarzystą przede wszystkim do jednej rzeczy. Skłania ich ona do podejmowania się misji, na które zdrowy rozsądek absolutnie by nie pozwolił, ale które są niezbędne, bo fabuła mogła dotrzeć do punktu kulminacyjnego.
We’re putting the band together
Aczkolwiek tutaj nie będę im tego wypominał, bo dzięki temu dostaliśmy sporo akcji, paru starych znajomych (z czego jeden potwierdzony został tylko połowicznie) oraz ciekawe smaczki.
Co do akcji, nic rewolucyjnego tutaj nie dostaliśmy (może poza faktem, że w końcowych scenach Hunter jeszcze nigdy bardziej mi się z Rambo nie kojarzył), ale już znajomi zaprezentowali się ciekawiej. Pierwszym z nich okazał się Gregor. To właśnie jego uratować miała Zgraja. A biorąc pod uwagę, że „zleceniodawcą” był w tym przypadku Rex, pozostaje pytanie, kiedy na ratunek trzeba będzie ruszyć Wolffemu, by kapela była w komplecie. Druga znajoma twarz (choć czyż w przypadku klonów nie każda jest znajoma), to przedstawiciel oddziału Delta – Scorch. Tutaj nie ma już jednak aż takich emocji, bo ten gościnny występ przeszedł bez większego echa.
Klimat i jego brak
Bardzo fajnie było natomiast zobaczyć nowe zbroje imperialnej armii, które czerpały bardzo mocno z grafik legendarnego Ralfa McQuarriego i jego wizji klasycznych szturmowców. Było to tym bardziej klimatyczne, że pod nowymi hełmami nie kryły się już klony, a pierwsza partia rekrutów.
Była też jedna mniej klimatyczna rzecz, a przynajmniej ja tak ją odebrałem. Otóż tyle Crosshair się nawygrażał swoim złowrogim głosem, że wytropi swoich dawnych kompanów, ale ostatecznie nic takiego nie zobaczyliśmy. A jeśli do jego ostateczniej konfrontacji ze Zgrają dojdzie, to tylko dlatego, że ta sama w jego ręce się wpakuje. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że jak dotąd serial nie wykorzystał sporego potencjały najciekawszego z parszywców. No ale cóż, może dotrwa on do 2. sezonu i tam jego historia doczeka się ciekawszego rozwinięcia.
A tymczasem pozostaje czekać na dwuczęściowy finał, który mimo pewnych zastrzeżeń, okazać może się całkiem ciekawy.
Poprzednie recenzje
A oto recenzje poprzednich odcinków: