Długo biłem się z myślami, czy poniższą kwestię podejmować. Czy dolewać oliwy do ognia nienawiści „prawdziwych fanów” wobec Disney’a? Czy brnąć w temat, który doskonale wiem, że wywoła falę hejtu (bez znaczenia jest, w kogo ten hejt będzie skierowany)? Ostatecznie postanowiłem jednak, że to zrobię. Po pierwsze dlatego, że jak by nie patrzyć, jest to news. Po drugie, wieści te rozprzestrzenią się wśród fanów niezależnie czy o tym napiszę, czy też. A po trzecie będę przy okazji chciał zwrócić waszą uwagę na kilka rzeczy, o których w moim mniemaniu warto pamiętać.
Ale zanim przejdę do sedna, należy wam się krótkie wprowadzenie.
Vader Episode 1: Shards of the past
Jeśli jesteście fanami Gwiezdnych Wojen z dużym prawdopodobieństwem słyszeliście o fan filmie, który pojawił się w sieci pod koniec ubiegłego roku, a który zatytułowany był Vader Episode 1: Shards of the past. A jeśli nie, to zobaczyć możecie go poniżej.
Stworzony przez osoby odpowiedzialne za YouTubowy kanał Star Wars Theory film szybko stał się hitem internetu. Fani docenili świetne wykonanie, ale przede wszystkim pokochali fabułę i klimat, który stworzył fan film.
I na tym sprawa powinna się skończyć, a Vader Episode 1: Shards of the past powinien pozostać doskonałym symbolem kreatywności fanów i ich miłości do Gwiezdnych Wojen. Niestety Disney miał inne plany.
Roszczenia Disney’a
Na początek należy wspomnieć o tym, że przed rozpoczęciem prac, twórcy fan filmu zwrócili się do Lucasfilm z pytanie, czy środki na film mogą gromadzić za pośrednictwem portali croudfundingowych, oraz czy gotowy film będą mogli w jakikolwiek sposób monetyzować, by odzyskać zainwestowany czas oraz pieniądze. Jak można było się spodziewać, odpowiedź była negatywna. Twórcy to uszanowali, ale mimo wszystko zdecydowali się zrealizować swoją wizję.
Gdy fan film był gotowy, został on udostępniony za darmo i bez jakichkolwiek reklam.
Niestety wczoraj na kanale Star Wars Theory pojawiła się informacja (filmik poniżej) na temat roszczeń, które zgłosił Disney oraz Warner Chappell odnośnie całego filmu, tylko dlatego, że jakoby bezprawnie wykorzystał on znany z Gwiezdnych Wojen temat muzyczny (Marsz Imperialny). I to nawet pomimo tego, że na potrzeby fan filmu zatrudniony został kompozytor.
Co oznaczają te roszczenia i na czym polegać będzie ich egzekwowanie? Po pierwsze należy zaznaczyć, że twórcom filmu nie grożą żadne sankcje czy kosztowny proces. Film nie zniknie też z sieci i jak widać powyżej, wciąż można go bez problemu oglądać. Jednak teraz, mogą pojawiać się w nim reklamy, a przychód, który wygenerują powędruje na konto Disney’a, a nie twórców. Ci oszacowali, że gdyby mogli swoje dzieło monetyzować, w dwa tygodnie zarobiliby około 80 tys. dolarów.
Dla osoby prywatnej są to pieniądze niemałe, dla Disney’a tyle, co nic, ale straty wizerunkowe, jakie właśnie ponieśli trudno nawet przeliczać na dolary, a jeśli ktoś by się już o to pokusił, to kwota miałaby z pewnością zer sporo więcej, niż wpływy, które osiągnąć mogą zawłaszczając sobie fanowską twórczość.
Warto pamiętać
W tej sytuacji trudno znaleźć jakikolwiek argument, który można by użyć w obronie Disney’a, jednak zanim pójdziemy w stronę bezmyślnego hejtu, warto pamiętać o kilku rzeczach.
Po pierwsze, na co zwraca uwagę sam twórca, nie można utożsamiać Disney’a z Lucasfilm. Ci ostatni nie wsparli może w żaden sposób projektu (chyba nikt się tego tak naprawdę nie spodziewał), ale też nie zrobili nic, by go storpedować.
Po drugie włodarze Disney’a mogli nawet nie wiedzieć o całym zamieszaniu. Kwestią tropienia i ścigania wszelkich naruszeń praw autorskich w internecie zajmują się nie same studia, a zewnętrzne firmy, które bywają niestety nadgorliwe. Oczywiście nie twierdzę, że tak było, ale też nie można tego wykluczyć.
Twórcy Vadera wspominają też, że teraz w filmie pojawiać się mogą reklamy, z których zyski czerpać będzie Disney, aczkolwiek nie jest powiedziane, że pojawiać się one będą. Inna sprawa, że sam film wciąż obecny jest na kanale Star Wars Theory i wydatnie przyczynia się do jego propagowania i generowania imponujących statystyk. Także nie można powiedzieć, że cała ciężka praca oraz niemałe środki zaangażowane przez twórców poszły na marne i żadnych korzyści im nie przyniosły.
Co nie zmienia to faktu, że postępowanie Disney’a okazało się naganne i jest PRowym strzałem już nawet nie w stopę, ale prosto w łeb. Studio, które już i tak borykać musi się z niechęcią (mówiąc delikatnie) sporej ilości fanów, roszczeniami wobec Vadera zwolenników sobie z pewnością nie przysporzyło.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie odbije się to na samych Gwiezdnych Wojnach, wszak tych, podobnie jak samego Lucasfilm nie powinno się i nie należy utożsamiać z Disney’em.
AKTUALIZACJA
Pojawia się coraz więcej głosów i przesłanek tego, że Disney nie miał nic wspólnego z opisanymi roszczeniami. Mogły one zostać zgłoszone „automatycznie” lub też bez wiedzy studia i nawet nie w ich imieniu. Sprawa dotyczyć ma przede wszystkim Warner Chappell, która to firma z Disney’em nie jest w żaden sposób powiązana. Tym niemniej bez oficjalnego stanowiska i klaryfikacji którejś z zainteresowanych stron