Trochę mnie nie było ostatnimi czasy, zatem bez długich wstępów, a zapraszając już na kolejne recenzje moich ostatnich dodatków do kolekcji RPG, startujemy z dzisiejszym tematem. Przedstawiam wam Star Wars Ostatni Jedi – Niesamowite Przekroje od Dorling Kindersley (za piękny egzemplarz do recenzji dziękujemy polskiemu wydawcy albumu – firmie Egmont), czyli ilustrowane przejście po maszynach z najnowszej części sagi. Pasy wskazane.
Duże to i piękne
Do fanowskich łapek dostajemy album o wielkości standardowej dla tego typu publikacji. Niemniej warto wspomnieć, że znalezione tam grafiki już na pierwszy rzut oka prezentują się świetnie. Jedynie nieliczne zdjęcia z filmowych scen cierpią na lekką pikselozę, podczas gdy schematy i tytułowe przekroje można by wręcz wyciąć i powiesić na ścianie. Zdjęcie poniżej przedstawia skalę książki, zwłaszcza dla osób decydujących się na zamawianie przez Internet, bądź decydujących się pierwszy raz na taki przewodnik. Książka robi wrażenie i sprawdzi się zarówno jako wspaniały album do oglądania dla każdego fana, jak i gadżet do gier fabularnych, czy przerywnik wśród znajomych fanów sagi.
Z objętością nie jest już tak wspaniale. Album jest trochę za wąski, nawet jak na obecne standardy. Ponadto niektóre strony nie są konieczne. Nieliczne zdjęcia z filmu sprawdzają się marnie. Wydają się niedostosowane do rozmiarów, ponadto nic nie wnoszą, nie stanowią podziału tematycznego. Znacznie lepiej sprawdziłyby się inne perspektywy pokazanych pojazdów, czy ich śliczne grafiki, już bez cięć w materiale. Wydawcy gier w świecie Star Wars mają ich masę i chociaż powtarzają się w kilku systemach, to stanowiłyby wciąż lepszy dodatek, niż ta skaza na całokształcie, która tkwi w oku kolekcjonera. Sprawą idealną byłyby oczywiście ekskluzywne.
Innym zapychaczem jest recykling modelu AT-AT, chociaż akurat w tym przypadku jest to znacznie lepiej wkomponowane w całość, a ponadto można go sobie trochę porównać z nowymi maszynami. Niestety brakuje zestawienia, chociaż to już racze przywara treści niż formie. Okładka zbudowana jest z grafik, które znajdziemy w środku. Jest czytelna, przyjemna i ładnie prezentuje się na półce.
Same przekroje to graficznie najwyższa półka, do czego przyzwyczajają nas ostatnio różni wydawcy współpracujący przy tworzeniu Gwiezdnych Wojen. Modele są szczegółowe. Przekroje pozwalają sobie zarysować całość pojazdu, jak i jego dalsze wnętrze. Szczegóły wysypują się z każdej strony, a niektóre części mają jeszcze dodatkowe rzuty. Absolutnym hitem jest rozkładany, czterostronny model Supremacy, flagowego okrętu Najwyższego Porządku. Wiele statków ma ładne skomponowane odnośniki skali, dzięki którym można sobie wyobrazić rozmiar pojazdu (na przykład maszerujących szturmowców czy załogę). Ponadto na koniec albumu znajdujemy wygodne porównanie wielkości. Najwyższa półka.
Fanowskie mięsko
Tym terminem określamy suche fakty, których dowiemy się z nowego nabytku. Chociaż z technicznego punktu widzenia fizyka w Gwiezdnych Wojnach to pewne uproszczenie, to pomimo wszystko książki tego typu bombardują nas częścią logicznych faktów. W Niesamowitych Przekrojach nie jest inaczej. Dowiemy się o dokładnych wymiarach statków, ich załodze, uzbrojeniu, czy producencie w uniwersum. To właśnie stąd najbardziej zdeterminowani fani uzupełniają Wookiepedię, a jeszcze bardziej kreatywni mogą spróbować przekładać informacje na ziemską rzeczywistość. Do danych technicznych dostajemy również wiele nazw, bądź akronimów modeli, co już raczej tworzy smaczki nazewnicze.
Ponadto książka posiada krótkie, acz treściwe opisy. Nie jest to poziom zbioru informacji z podręczników RPG, ale jak na album są zdecydowanie wystarczające i nie przynudzają nawet na chwilę. W tak dobrej bibliotece informacji znów niestety nie obyło się bez skaz.
Pierwszym poważnym błędem jest mieszanie akronimów. Osobiście nie jestem fanem spolszczania wszystkich nazw, na przykład nie podoba mi się Korelia, zamiast Corelii. Niemniej, gdy wydawca decyduje się na jedną z dwóch ścieżek powinien się jej trzymać. Tego typu nieścisłości znajdują się chociażby przy oznaczeniach myśliwców Najwyższego Porządku.
Każdy szanujący się pilot, obraca się w oznaczeniach myśliwców, zwłaszcza imperialnych/Najwyższego Porządku. Myśliwce typu TIE, po ukośniku, mają drugą część akronimu. Pokazuje on, do którego, z licznej rodziny myśliwców, odnosimy się w danym przypadku. I tak, przykładowo, myśliwce TIE najwyższego porządku mają dodane FO (First Order – Najwyższy Porządek). W Niesamowitych Przekrojach jest on nawet pokazany w porównaniu do myśliwca, który w Przebudzeniu Mocy kradną Finn i Poe, by uciec z niszczyciela. W polskim tłumaczeniu myśliwce te zwane są TIE Sił Specjalnych, a ich oznaczenie to TIE/SS. W oryginale, myśliwce te mają oznaczenie TIE/SF (Special Forces – Siły Specjalne). Szkoda, że tłumacz nie został dopilnowany, by przestrzegać swego rodzaju kanonu w nazewnictwie, gdyż pojawiający się licznie TIE/SS był jak plama na nowej koszuli. W przypadku obecnego już tylko w nowym filmie Tie Silencera, wszystko jest w porządku i otrzymujemy akronim TIE/VN.
Idąc dalej, każdy rysunek ma liczne i szczegółowe odnośniki. Są na tyle duże, by nie stanowiły trudności w czytaniu i na tyle małe, by można było podziwiać całą grafikę z dużej. Dowiadujemy się z nich bardzo wiele, na temat rozmieszczenia systemów, ergonomii i rozplanowania bojowego. Można porównywać filozofię konstrukcyjne Najwyższego Porządku i Rebelii. Jest to niewątpliwie efekt bardzo długiej pracy projektanckiej i należy się za to autorom uznanie.
Bardzo żałuję, że nie mogę przed tym podsumowaniem pokazać zbyt wiele z Przekrojów, by podzielić się chociażby wrażeniami prowadzącymi do wniosków z poprzedniego akapitu. AT-M6 jest po prostu tak fajny, że zrobiłbym sobie z niego plakat.
„Generale, przygotuj wojsko do ataku naziemnego.”
Podsumowując – Ostatni Jedi – Niesamowite Przekroje to kolejny album z tej serii, który prezentuje się znakomicie. To, chociaż posiadająca pewne skazy pozycja o sporej wartości kolekcjonerskiej i fanowskiej. Wynosimy z niej wiele informacji, które wzbogacą naszą wiedzę na temat Gwiezdnych Wojen. Jeżeli ktoś czuł się po filmie, że chciałby wiedzieć na jego temat wszystko, to jest to świetny start, zwłaszcza dla fanów statków kosmicznych.
Z punktu widzenia Mistrza Gry to świetne odnośniki fabularne. Zarówno dla graczy, którzy są pilotami, jak i dla całej ekipy, która decyduje się na statek. Supremacy wspaniale sprawdzi się jako mapa do scenariusza lub kampanii. Zdecydowanie, jeżeli ktoś planuje pograć w czasach Rey i spółki może dorzucić parę procent do oceny.