Na trzy tygodnie przed światową premierą (21.02.2017) książki Aftermath: Empire’s End, otrzymaliśmy jej pierwszy, obszerny fragment.

Przypomnijmy, że jest to ostatnia odsłona trylogii autorstwa Chucka Wendiga, na którą składają się jeszcze książki Koniec i Początek oraz ukazujący się lada moment w Polsce, Koniec i Początek: Dług życia.

Po pierwszej części trylogii na autora spadła fala krytyki, a powiedzieć, że przyjęcie Końca i Początku wśród fanów było chłodne, to jak nic nie powiedzieć. Na szczęście druga odsłona okazała się już znacznie lepsza. A jak zaprezentuje się trzecia? O tym przekonamy się już niebawem.

A oto wspomniany fragment, w którym wracają starzy znajomi (poniżej oczywiście SPOILERY KSIĄŻKI):

/Poniżej znajdziecie nieoficjalne, amatorskie tłumaczenie, prosimy więc o wyrozumiałość/

„Lobocie, jesteśmy w domu.” Lando rozgląda się poirytowany. „Najwyraźniej Imperium oszczędzało na sprzątaczkach.”

To poziom kasyna. Automaty do gry ciągną się bez końca. Podobnie, jak stoły do Sabacca. I pazaaka. I koła Jubilee. Na dalszej ścianie z kolei holoprojektory, które śledzić miały wyścigi swoopów poprzez toksyczną atmosferę Bespinu w Czerwonej Strefie. Kiedyś był tutaj lśniący przykład kasynowego przepychu – klasowy lokal z oknami wychodzącymi na rozświetlone słońcem chmury. Teraz to ruina. Wszędzie walają się śmieci. Maszyny poprzewracano i wybebeszono w poszukiwaniu kredytów. Okna zasłonięto. Holoprojektory są martwe. Lobot podchodzi do Lando. Komputer opasający znaczną część jego czaszki pulsuje i migocze, a na komunikatorze jego przyjaciela i przełożonego pojawia się zdanie:

Bezzwłocznie zajmę się rekrutacją personelu.

„Tak zrób”, potwierdza Lando. A podnosząc palec dodaje. „Ah, ale upewnij się, że zatrudnimy sporo uchodźców, dobrze?” Galaktyka jest obecnie jak przewrócony kubek, z którego wszystko się wylewa. Całe światy zostały pokrzywdzone przez wojnę. Lando nie może pozwolić, by Miasto w Chmurach, z miejsca luksusu stało się miasteczkiem uchodźców, ale z pewnością może tych ludzi zatrudnić. To jego ulubiony rodzaj układu: rodzaj, gdzie każdy zyskuje. Oni wygrywają. On wygrywa. Oto jak wszystko powinno działać.

Tym Miasto w Chmurach zawsze było dla Calrissiana. Wytchnieniem – ucieczką od Imperium, ale nie taką, która mogła Imperium drażnić. Myślał sobie, Wszyscy mogą być zadowoleniu, Kotku. Imperium nie musiało zawracać sobie nim głowy. Miasto w Chmurach mogło wisieć sobie nad Bespinem odseparowane od wojennej zawieruchy. Przybywajcie do nas, zasłużyliście na odrobinę luksusu. W tym samym czasie mógł „wydobywać” gaz Tibanna i sprzedawać go tej stoczni, która akurat miała na niego zapotrzebowanie (gaz był idealny do produkcji hipernapędów). Lando w tym czasie mógł się relaksować, sączyć drinka, porzucać kośćmi, znaleźć sobie towarzyszkę… lub trzy.

Tiaaa. Nie wszytko się w tej kwestii udało.

Teraz już wie. W wojnie takiej, jak ta, nie możesz być po środku. Nie możesz grać na dwie strony. Zawsze chciał być po środku, nigdy nie wspierać sprawy, która miała na celu coś więcej, niż napełnić jego puste kieszenie. Ale te dni minęły, podobnie jak jego neutralność. Kiedy do Miasta w Chmurach przybył Vader, wszystko się zmieniło. Stracił Hana, przynajmniej na pewien czas. Stracił Lobota i Miasto w Chmurach. Niemal stracił też wszystko inne.

Ale zyskał nową perspektywę.

No i obrał stronę. Bo czasami, gdy chcesz wygrać, musisz postawić naprawdę dużo. Musisz postawić wszystko na jedną kartę.

Opłaciło się. Imperium już nie ma. A on jest teraz bohaterem Rebelii (nie ma też wątpliwości, że dzięki temu wycyganił naprawdę sporo darmowych drinków i zyskał swoje wiele wielbicielek). Ale on chce tylko odzyskać swoje miasto. Po Endorze myślał, że powróci w glorii i chwale, by ponownie zasiąść na tronie. Ale okazało się, że ten skórkojad, Gubernator Adelhard zarządził Żelazną Blokadę. Uwięził ludzi nie tylko dzięki dobrze zorganizowanemu, imperialnemu regimentowi, ale także dzięki wielkiemu kłamstwu, że Palpatine nie zginął. A on wiedział, że jest inaczej, sam przecież zniszczył rdzeń reaktora drugiej Gwiazdy Śmierci. No i Luke powiedział, że ten potwór zginął. Możesz w to uwierzyć? Palpatine i Vader. Obaj zginęli. Dwie największe zmory galaktyki.

Ale nagle miał do wygrania kolejną wojnę. A on myślał, że Imperium przepadło, a Miasto w Chmurach znów należało do niego. Co za osioł. Nic nigdy nie jest tak proste, czyż nie? Trwało to miesiącami. Lando musiał nawet wzniecić powstanie. Musiał współpracować z Lobotem i działać od środka. Musiał też upomnieć się o przysługi od kilku drani, jak na przykład od pirata Karsa Tal-Korla. A wszystko to, bo Nowa Republika nie chciała się zaangażować w akcję zbrojną. Szanuje to i rozumie. Leia ujęła to najlepiej mówiąc „Buntować się jest łatwo, rządzić dużo trudniej”. Pani Kanclerz starała się mieć jak najwięcej asów w rękawie, ale po Dniu Oswobodzenia i ataku na Chandrilę…

Cóż, teraz już po wszystkim. Nie ma sensu rozpamiętywać przeszłości.

Miasto w Chmurach znów należy do niego. Lando zagłodził Adelharda. Większość imperialnych żołnierzy się poddała. To koniec, niech gwiazdom będą dzięki.

Wkraczają wraz z Lobotem na poziom kasyna, ale nie sami. Jest z nim jego straż przyboczna, ale także grupa żołnierzy Nowej Republiki. Wystarczająco, by wykurzyć ostatnich niedobitków, którym wciąż wydaje się, że mogą wygrać.

Wspólnie kroczą przez zgliszcza kasyna, a on pyta Lobota: „Punkt oporu jest przed nami?”

Tak. W pokoju Bolo Tanga.

„No dobrze, czas eksmitować ostatnich, dzikich lokatorów.”

Gdy przemierzają kasyno, Lobot spogląda na niego, a chwilę potem na komunikatorze Lando pojawia się kolejne powiadomienie: Miałem Ci przypomnieć, że księżniczka wkrótce urodzi, a Ty wciąż nie zatroszczyłeś się o należyty prezent.

„Co? Niemożliwie. Przecież dopiero co… Przysiągłbym, że dopiero co się pobrali. Czy dopiero co nie dałem im prezentu z tej okazji?”

Wszystko się zgadza. Po prostu nie zdawałeś sobie sprawy z upływu czasu. W końcu byliśmy całkiem zajęci.

„Oni zapewne też.”

Poza tym, nigdy nie dałeś im prezentu ślubnego.

Lando wzdycha. „No dobrze, już dobrze. Kupić prezent dla dziecka. Może sprawimy mu pelerynę i wąsik, by wyglądał jak wujek Lando?”

Lobot nawet nie odpowiada spoglądając tylko bez śladu uśmiechu.

„Dobrze, dobrze, pomyślę o tym.” Jego umysł na moment ucieka w stronę Hana i Lei. Han, jeden z jego najstarszych i najlepszych przyjaciół. No i oczywiście jeden z jego największych rywali. Brak mu tego współzawodnictwa i szalonych przygód, które razem przeżywali.

To były dobre czasy, nawet gdy były złe. A teraz? Han z Leią. No nieźle. Tych dwoje to mieszanka wyjątkowo wybuchowa. Lando ma tylko nadzieję, że oboje mają te same cele, bo jeśli kiedykolwiek wzięli by na cel siebie nawzajem, momentalnie by się wypalili.

Jesteśmy.

To od Lobota. Na przeciwko czekają drzwi do pokoju Bolo Tanga. Lando widzi, że zostały nieźle zabarykadowane. Zwraca się do Kapitana Gladstone’a z Gwardii Przybocznej. „Mamy obraz?”

Gladstone przytakuje. „Tutaj się zabunkrowali. Przebili się do szybu, który w teorii mógłby doprowadzić ich do sterowni…”

„Ale opary unoszące się z szybu ich zabiją, jeśli tylko spróbują.”

„Dokładnie tak, Baronie Administratorze.”

„A więc są w pułapce.”

„Wpadli jak owoc meiloorun w podo.”

„No dobrze, to zaczynajmy.”

I jak Wam się podoba powyższy fragment? Cieszycie się na więcej Lando i Lobota?