Wszystko co dobre musi kiedyś się skończyć…
… na szczęście tylko na kilka tygodni. Testy już się skończyły , więc czas pochwalić się tym co zobaczyliśmy podczas bety gry Star Wars Battlefront 2. Troszkę po czasie, ale jak najbardziej jest to nadal aktualne.
Grając w betę w głowie miałem mnóstwo porównań. Żeby najlepiej się przygotować do testów, to ostatnie trzy tygodnie przed betą spędziłem grając w jedynkę z 2015 roku. O dziwo, tamten Battlefront przeżywa jakąś chwilę renesansu, bo na mecz w trybie „Blast” czekam kilka sekund na połączenie się z prawie pełnym serwerem. Wracając do dwójki, to jego różnice względem swojej poprzedniczki są podobne, jak w przypadku Battlefronta 2 (2005) względem Battlefronta (2004). Gra ta sama, a jednak inna. Oczywiście sporo osób twierdzi, że najnowsza część serii, to jest po prostu Battlefield 1 ze skinem Star Wars, ale przypominam, rok temu pisano to samo o rzeczonym BFie1 – jest to Battlefront w realiach I WŚ. Nic dziwnego, w końcu DICE tworzy obie serie na tym samym silniku graficznym.
W becie otrzymaliśmy trzy tryby multiplayer i jeden Arcade dla singleplayera. Jako, że asem w lataniu nie jestem, skupię się na naziemnych bitwach. O lataniu powiem tylko, że bitwa w kosmosie wygląda przepięknie. Podczas naszego eventu o „pożegnaniu” jedynki, współgracze z Zielonej Strony Mocy powiedzieli mi, że lata się znacznie lepiej, niż w jedynce. Wierzę im na słowo.
Co nowego?
Chyba najbardziej rzucającą się w oczy zmianą jest system zdobywania wyposażenia. W jedynce za kredyty zdobyte w grze i w Base Command w aplikacji towarzyszącej można było kupić co się chciało, po uprzednim osiągnięciu odpowiedniej rangi. Tutaj mamy skrzynki z łupem, które losowo daje nam jakąś nagrodę. Niestety o nowej aplikacji towarzyszącej również ani widu, ani słychu. Szkoda. Base Command to moja ulubiona gra mobilna spod znaku SW.
Czym się różnią w poruszaniu postaci Battlefront 2 z 2005 i z 2017 roku od jedynek z 2004 i z 2015 roku? Turlaniem do przodu. Serio. W obu przypadkach to zostało wprowadzone do sequeli i jest niezwykłe przydatne w ucieczce przed ostrzałem.
Czy wygrasz, czy przegrasz, tyle samo dostajesz kredytów. Niestety kwota nie jest powalająca, a skrzyneczki swoje kosztują.
Aktywne chłodzenie – niestety dalej nie ma systemu amunicji, ale za to ekipa z DICE znacznie usprawnili sposób chłodzenia. Broń automatycznie długo się ostudza. Wygodniej jest poza walką aktywnie ją ostudzić używając przycisku akcji. W innym razie po oddaniu 1-2 strzałów broń nam się za bardzo przegrzeje i będziemy musieli trafić przyciskiem strzału w jedno z dwóch zaznaczonych pól. Pierwsze, szersze ostudza kompletnie broń. Drugie pole, daje nam bonus do obrażeń. Podobnie jak w przypadku serii Gears of War, która jest jednym z prekursorów tej mechaniki.
Klasy
W jedynce sami tworzyliśmy swojego żołnierza, dobierając mu odpowiedni blaster, cechę i gwiezdne karty. W dwójce wybieramy mu którąś z dostępnych gotowych klas. Mamy ich tak naprawdę 7: cztery podstawowe, czyli zwykłego piechura, heavy troopera, oficera, specjalistę (snajper) oraz trzy specjalne, czyli rocket trooper, „tank” i bohater.
Piechur (Assault) – zwykły szeregowy żołnierz uzbrojony jest w zwykły blaster, detonator termiczny, strzałkę sondującą, strzelbę oraz w średnią pulę punktów życiowych. Nim i oficerem podczas testów mało grałem. Na podstawie piechura poznałem, że zachowanie blasterów podczas strzelania jest całkiem inne niż w jedynce, w której E-11 i A280 były moją ulubioną bronią. Poza tą wadą dla mnie (podobno inni uważają to za plus), to jego umiejętności są całkiem przydatne i kilka razy udało mi się jednym detonatorem zdjąć na oślep grupkę wrogów. Shotgunem na
Heavy Trooper – z moich obserwacji po specjaliście najpopularniejsza klasa podczas tych testów. Z dużą pulą życia, granatem, polem ochronnym, szybko strzelającą giwerą i minigunem gracz może siać niezły chaos w szeregach wroga. Jeśli jakiegoś znajdzie przed sobą, a nie z boku, gdzie pole już nie ochrania. Mina niestety na minus ze względu na to, że trzeba ją zdalnie detonować.
Oficer – ta jednostka jest przykładem tego, jak bardzo potrzebne są skiny w tej grze. Dla Republiki DICE mogło dać jakiegoś żołnierza, który przypomina Rexa, a nie klona w mundurze. Granat oślepiający, pistolet (szczególnie Blurrg), wiezyczka oraz zwiekszanie życia sojusznikom czyni z oficera świetną jednostką wspierającą. Moim zdaniem poza wyglądem tej klasie brakuje automatycznej broni. Takie DH-17. Może w pełnej wersji.
Specjalista – już wiem, kim będę grał w grę (o ile go nie znerfią). Po odblokowaniu A280-CFE, czyli giwery Cassiana z filmu „Łotr 1”, która przede wszystkim była koszmarem dla licznych graczy „Star Wars: Force Arena’, człowiek kosi wrogów. Nawet bez trybu strzelania serii po 3. Do tego mamy genialną lornetkę, która ujawnia nam lokalizację każdego przeciwnika, dająca dodatkowo punkty asysty za każdego wroga, który zginie kilka sekund po skanie. Granat porażający i singer są ok, lecz nie stanowią one dużego zagrożenia, w przeciwieństwie do infiltracji specjalisty. Snajper dostaje nową giwerę ze średnim zasięgiem, jest niewidzialny dla radarów, ujawnia wszystkich przeciwników na mapie oraz zdolność sama się odnawia z każdym fragiem. Niestety, nie ma opcji, że taka zdolność się utrzyma do premiery gry, mimo małej puli życia specjalisty.
Rocket Trooper – znany z pierwszych 4 części Jet Trooper, stał się pełnoprawną klasą. Jest dostępny dla wszystkich armii i różni się tam tylko blasterem. Poza tym, ma dostęp do plecaka odrzutowego, „skoku w bok”, wyrzutni rakiet, a uniki nie są turlaniem, tylko szybkim uskokiem przy użyciu plecaka. Wyrzutnia rakiet jest znacznie słabsza, niż w przypadku jej odpowiednika sprzed dwóch lat. Jak dla mnie klasa potrzebuje pewnego usprawnienia, bo znacznie lepiej mi się latało jako Boba Fett, niż jako rocket trooper.
„Tank” – droid B2, Wookiee x2 i szturmowiec ogniowy Najwyższego Porządku. Jednostki bardzo wytrzymałe na ostrzał przeciwnika, ale niezbyt one mi przypadły do gustu. Dziwne, że i Republika, i Ruch Oporu otrzymali tę samą jednostkę. Dobrze, że ma imploder termiczny, bo inaczej by wiało lekko nudą. Na pewno na plus jest to, że DICE wreszcie ogarnęło futro w swoim silniku graficznym. Ludzie pamiętają jak wygląda Chewbacca w jedynce.
Bohaterowie – mieliśmy dostęp do czterech, liczymy, że oni byli tylko na pokaz, bo niezbyt podoba mi się miks okresów w histori Uniwersum:
- Boba Fett – jak na trzynastolatka to dość dorosło wygląda. Łowca nagród w mandaloriańskiej zbroi z głosem Temuery Morrisona ma podobny arsenał, co w jedynce. Poza oczywistym EE-3, plecakiem odrzutowym i wyrzutnią rakiet, ma dodatkowo „skan łowcy” oraz salwę rakiet, taką jaką miała łowczyni ze zwiastuna „Oszukani” SWTORa.
- Darth Maul – nie Serafinowicz, a Sam Witwer ponownie wcielił się w naszego rogatego ulubieńca. Bohater jest przedni. Można było dobrze poznać poprzez tryb dla jednego gracza Arcade. On w pałacu z klonami robi mniej więcej to, co Vader z Rebeliantami na pokładzie Profundity. Za wyjątkiem odbijania strzałów. Bo w ramach jego agresywności, DICE zdecydowało pod przyciskiem bloku dać dodatkowy atak. I jest. Takie dźgnięcie, że lepiej zapomnieć, że istnieje. Potrafił wygrać grę w końcowej fazie Galactic Conquest.
- Han Solo – kompletnie inne umiejętności, niż w jedynce, ale daje rade. Bardzo fajne jest to, że jego miną można rzucać na przyzwoitą odległość. Dobrze się nim broni Sali Tronowej.
- Rey – krucha, umiejąca blokować strzały młoda Jedi moim zdaniem w grze robiła bardziej za ozdóbkę. Chociaż milo nią rozwalało się droidy.
Tryb Galactic Conquest
Jest to pewna odmiana „Ataku AT-AT” znanego nam z jedynki. MTT Konfederacji Niezależnych Systemów próbuje przejechać przez „trakt królewski” w mieście Theed, a siły Republiki próbują zatrzymać „blaszaków” zakłócaczem jonowym niszcząc transporter. Jeśli siłom Seperatystów uda się dojść do pałacu, to muszą zająć budynek. Klony natomiast próbują zniszczyć każdego droida napotkanego na drodze. Tryb ten odbywa się jako walka 20 graczy vs 20 graczy.
Na plus:
- Przede wszystkim początek rozgrywki. Mając szczęście i skilla, można ładną ilość punktów zarobić w pierwszych sekundach meczu. Obie armie zaczynają grę naprzeciwko siebie. Poniżej pokazuję Wam mój klip (akcja zaczyna się od 0:20):
- Jeszcze 10 lat temu bym się obraził na twórców gry, ale teraz jestem bardzo zadowolony, że usłyszymy Dee Bradley Bakera oraz Matthew Woodsa jako głos klonów oraz droidów. Baker swoją robotą zasłużył sobie na miano oficjalnego głosu klonów, poza Bobą Fett oczywiście.
- Rozmiar mapy. Mapa jest spora, żywa dzięki NPC (niestety nietykalnych), pięknie odwzorująca stolicę Naboo, lecz spora jej część jest zajęta przez MTT i cała walka odbywa się w równoległych alejkach po obu stronach planszy.
- Po dwóch latach grania w jedynkę, człowiek trochę zatęsknił za Wojnami Klonów. Dobrze, że obie armie powróciły, a zbroje klonów są piękne jak zawsze. Chociaż strój oficera bardzo mi przeszkadzał.
- Punkty – nowość dla Battlefrontów od DICE, lecz nie nowe w serii. Zaprezentowane w Battlefroncie 2 z 2005 roku system punktów pozwala Ci na wybieranie lepszych jednostek. W najnowszej dwójce, punkty służą jako waluta do kupowania klasy na 1 życie. Coś w stylu rekwizycji w Halo 5. Można wybrać rocket troopera, tanka, pojazd lądowy, maszyna latająca oraz ostatecznie jednego z dwóch bohaterów. Dzięki temu każdy miał okazje spróbować grać jakimś bohaterem.
- Uznany frag z asysty. Podobnie jak w Battlefield 1, gra uznaje killa graczowi, który zadał znaczną część obrażeń, mimo, że śmiertelny strzał nie pochodził od niego.
Na minus:
- Przesuwająca się granica frontu. Niestety, uwielbiana przez ludzi taktyka zachodzenia od tyłu wroga trafiła do kosza, ponieważ wraz z progresem gry, granica rozgrywki się przesuwa. Wyjście poza granicę jest traktowane jako dezercję, które po 10 sekundach kończy się śmiercią. Mam ogromną nadzieję, że to zlikwidują w pełnej wersji. Albo chociaż w trybie Blast, na którym zapewne w całości się skupię po premierze.
- Brak Droidek. Jak Seperatyści mogą próbować podbić miasto nie używając jednej z największych utrapień Wielkiej Armii Republiki? Szczególnie, że pole ochronne w grze istnieje u Heavy Troopera. Zastąpiłbym jednego z dwóch specjalnych droidów B2 właśnie droideką.
- Trzy błędy graficzne jakie miałem podczas testów, były właśnie na tej mapie. Nie widziałem wroga, raz cała drużyna składała się z Rey, a raz chodziłem jako latająca giwera.
- Tu bardziej minus samej mapy niż trybu i DICE powinni dostać duży ochrzan. Oddział droidów NPC jest wyposażony w blastery E-11, a nie E-5. To jest karygodne przewinienie.
- Sporo osób zarzucało brak balansu między armiami na Naboo, w sensie, że klony łatwiej wygrywały, co ma swoje odzwierciedlenie z bety jedyki, która odbyła się równo 2 lata temu. Tam Rebelianci mieli problemy zwyciężyć z AT-ATami Imperium. Przy dobrej obronie oraz dobrym Maulu w drużynie, Seperatyści mieli szansę zdobyć pałac i pokonać Republikę w tej bitwie.
Strike na Takodana
W „Przebudzeniu Mocy” zamek Maz Kanaty stał się polem bitwy. Ekipa z DICE to wykorzystała. Zadanie trybu jest jak coś w stylu jednorazowego Capture the Flag. Żołnierze Najwyższego Porządku próbują zdobyć artefakt z zamku Maz, a Ruch Oporu ma za zadanie zniweczyć plany NP. Rozgrywka jest dla maksymalnie 16 graczy i niestety często zdarzało mi się czekać, aż serwer się zapełni. Model postaci dobrze został zrobiony, milo było wejść w zbroję szturmowca.
Grafika
Ja jestem laikiem, jeśli chodzi o bajery graficzne. Oceniam często systemem zero-jedynkowym i w przypadku oprawy graficznej bety mogę powiedzieć, że gra jest P-I-Ę-K-N-A. Piszę to w oparciu o wersję z Xbox One. Ale mam dziwne wrażenie, że jest odrobinę gorzej, niż u o dwa lata starszej siostrzy. Ale to jest test Beta, więc wszystko może się zmienić, nawet efekty wizualne. Jeden kolega, który ze mną testował grę i jest zachwycony gameplayem, powiedział mi, że grafika gry na konsoli jest słaba. Nie rozumiem co miał na myśli.
Kupno było słusznym wyborem?
Dla mnie na pewno. Niestety należę do grupy osób, która na widok czegoś z logiem Star Wars, automatycznie sięga po portfel. Tak samo było w przypadku Battlefronta 2. Lecz sama przyjemność z grania w tę Betę spowodowało, że gdybym nie kupił, to od razu złożyłbym preordera. Niestety, Beta się skończyła, wiec jedynie co mi zostało to szlifować moje umiejętności strzeleckie w jedynce, która według mnie jest nadal świetną grą.
Podsumowanie
Jestem zakochany, co nie jest akurat trudnym wyczynem, szczególnie w klasie Specjalisty, mimo, że trochę sceptycznie podchodzę do idei klas, podobało mi się rozwiązanie w jedynce. Wiadomo już, że jego EE-4 dostał nerfa, więc jestem teraz ciekaw, jak poprawili „Infilitrację” w pełnej grze. Według obietnic EA, gra nie ma być P2W. I dobrze. Mam ambitny plan zdobyć wszystko co możliwe w tej grze, bo gra jest warta pełnego zaangażowania się. Mam nadzieję, że niektóre mankamenty zostaną poprawione wraz z premierą pełnej wersji.
Battlefront 2 jest dla wielu fanów tym, czym miała być jedynka. Wielkim Powrotem Star Wars do świata gier, w którym niektóre tytuły rządziły gatunkiem. Teraz tak będzie dzięki fabule, której niestety nie mogliśmy doświadczyć teraz podczas betów. Przez najbliższy miesiąc mam nowe zadanie: dokończyć czytanie „A Certain Point of View” i „Leia” oraz zabrać się i przeczytać „Inferno Squad” zanim wezmę się porządnie za tę siedmiogodzinną fabułę. W związku z tym, że tam istnieje operacja „Cinder”, to warto trochę o niej poczytać w komiksie „Shattered Empire” i w powieści „Empire’s End”, bo wokół zdarzeń zawartych w tych dziełach będzie się zapewne toczyć historia Iden Versio.
PS. Jeśli szukacie kompanów do grania w SWBF 2015 i za miesiąc w SWBF2 2017 zapraszam do klubów „Zielona Strona Mocy” na Xbox One i „Niebieska Strona Mocy” na PlayStation 4.