Trochę już ochłonąłem po obejrzeniu Łotra 1 i mogę na bardziej spokojnie napisać recenzję z punktu widzenia… no mojego. Do samego filmu podchodziłem na początku z rezerwą. No bo jak to tak? Będą opowiadać o tym co już jest z góry ustalone? Przecież wiadome jest, że plany Gwiazdy Śmierci muszą zostać zdobyte. Kolejne trailery jednak udowadniały, że film taki można zrobić. A po obejrzeniu byłem pewien, że Edwards postarał się i zrobił zajebisty film! Inaczej nie można go nazwać. Rouge Ona to idealny spin-off, który pozwala znów poczuć smak rebelii z Nowej Nadziei. A jednocześnie innej Rebelii.
Na początku chciałem napisać recenzję bez spoilerów. Ale nie uda mi się to, jestem pewien, dlatego lojalnie ostrzegam. Czytając dalej przed obejrzeniem filmu narażacie się na spoilery. Ostrzegałem!
A teraz już z grubej rury:
Pierwsze wrażenie
Był tradycyjny wstęp „Long long…” i od razu do akcji. Ale gdzie są napisy?! Oszukano mnie? Nie ta sala?! Przyzwyczajony do początku z pozostałych filmów Gwiezdnej Sagi, musiałem jednak przełknąć fakt, że tutaj nie uświadczę takiego początku. Ale za to otrzymaliśmy jakoby wstęp do dalszej historii. Wyjaśnienie dalszych losów bohaterów. A pojawienie się tytułu filmu to swoisty skok czasowy. Okej, nawet zgrabnie to wyszło i można to znieść, takie mocne 5/10, bo specjalnie mnie to nie porwało. No dobra, 7,5/10, bo Saw i Deathtrooperzy ratowali sprawę 😉
Sceny walk
Czyli to, czego powinno być w tym filmie najwięcej. I wbrew pozorom było. Mogę się mylić, ale to był chyba film, w którym znalazło się najwięcej scen bitewnych. Co prawda nie uświadczycie tutaj walk na miecze świetlne (najwyżej zabijanie jednym mieczem), aleeee… Walki naziemne, powietrzne, w kosmosie, maszyny kroczące imperium. Na szczęście było ciemno, bo wszystkie takie sceny oglądałem z wypiekami na twarzy niczym małe dziecko. Wielkie Gwiezdne Niszczyciele i myśliwce TIE, a po stronie Rebelii Nebulony i X-wingi oraz Y-Wingi. Te pościgi, te wybuchy! Wprost miodzio! Można zobaczyć nawet jak Gwiazda Śmierci używa swojego superlasera, DWUKROTNIE! Ma te moc definitywnie.
Dla mnie sceny walk to wprost majstersztyk, nie byłem na sensie 3D, le zapewne taki sens przy niektórych ujęciach będzie lepszy. Chociaż jedyne co się nie zmieniło? Szturmowcy i ich celność. Niestety to chyba jednak wina tych ich hełmów. Było to aż smutne, że żołnierze Imperium dają się pobić niemal jak dzieci. Ale co zrobić? Taka chyba ich rola, żeby być chłopcami do bicia.
Nieco lepiej za to spisywali się Deathtrooperzy, ta specjalna jednostka Krennica, która chyba faktycznie umarła wraz z nim. Smutek, bo wyglądali naprawdę złowieszczo, a co za tym idzie idealnie. Zapewne stworzył on sobie coś na kształt Gwardii Imperialnej. Skończyli marnie, a szkoda.
Ciekawostki
Nie mogłem sobie darować! Tak, dopatrywałem się ciekawostek. Wiem, że było ich kilka z 3 czy 4 minimum. Ale teraz już pamiętam tylko dwie. Niestety nie zapamiętałem wszystkich, byłem zbyt zajęty przeżywaniem filmu! 😛
- Pojazd, którym jest przewożona Jyn do obozu pracy? Do złudzenia przypomina pojazd klonów, który można zobaczyć w Zemście Sithów na Kashyyyk. Stawiam, że to jest on!
- Postać potrącona w tłumie przez Jyn na Jedha to nikt inny, Cornelius Evazan jak zbir z Kantyny na Tatooine, które miały bardzo duży problem do Luke’a!
Jak tylko obejrzę film więcej razy, postaram dostarczyć się więcej ciekawostek.
Inne rasy
Tutaj się mocno zawiodłem. Podczas trailerów, jak i w samym czasie promocji filmów uwydatnione były nowe rasy, które miały pojawić się w filmie. I co? No i nic. Moroff? Był, ale chyba jako statysta, żeby zrobić tłum. Pao i Bistan pojawili się bardziej, ale nadal. Oczekiwałem więcej. A tutaj? Rebelia to głównie ludzie i Mon Cala. A niby to Imperium jest rasistowskie. To właśnie największa bolączka Sojuszu jak dla mnie. Za mało obcych! A przecież jest tyle ciekawych ras, tyle nowych można było wprowadzić i zrobić z nich faktycznych bohaterów drugiego planu, a nie bohaterów tła. Jestem zły za to!
Obraz Rebelii
Wreszcie nie są pokazani jako bohaterzy na białych… myśliwcach. Ale jako normalni ludzie, którzy jak Cassian są wyrachowani i nie cofną się niemal przed niczym, żeby wykonać misję, albo ukryć sekrety Sojuszu. Nie wiem jak u Was, ale u mnie podczas seansu słychać było zdumienie, kiedy zabił na Jedha informatora. Do tego przedstawieni również, jako w pewnym sensie bojaźliwi, bo chcieli się poddać mimo, że nie mają innego wyboru jak się sprzeciwiać terrorowi Imperium. Jak dla mnie, ten obraz przedstawiony w Rouge One jest bardziej przemawiający. Pokazują ich jako prawdziwy ruch oporu, a nie idealistycznych bohaterów „za wolność waszą i naszą” bla, bla, bla. Tu walczą, bo nie mają nic do stracenia i też chcą się odegrać, a także nie pragną życia w sterroryzowanym świecie. Duża plus za to.
Imperium
Machina wojenna jak widać idzie pełną parą. Budowa Gwiazdy Śmierci to tylko zwieńczenie całego arsenału. Podejrzewam, że gdyby bardziej się postarali, to Sojusz nie miałby z nimi szans. Bardziej mnie jednak ciekawi co jeszcze miał Krennic w zanadrzu oprócz Gwiazdy i Deathtrooperów. Ale tego już się raczej nie dowiemy. Bardzo szkoda, chociaż może Nowy Porządek odzyskał niektóre z jego planów ze szczątków archiwum Imperium. Zobaczymy.
Bolączką Imerpium nadal są nieszczęśni Szturmowców, o których napisałem wcześniej. Gdyby nie byli tak… łazęgowaci i dali się bić jak przedszkolaki to byłoby prościej.
Tarkin? 10/10 Dla tej postaci, mimo, że twarz była z CGI. Przeżyję to w pełni.
Droidy
K-2SO jest genialnym bohaterem! Jak dla mnie naprawdę błyszczy w tym filmie. I raczej w żadnym innym już niestety nie zabłyszczy, może w jakimś komiksie, albo książce. W każdym razie nie mogę się doczekać. Macie 97,6% szans na jego polubienie… Żartowałem, 100%.
R2-D2 i C-3PO też się pojawiają! Możecie mieć problem z poznaniem tego drugiego, bo nie ma czerwonej ręki jak w TFA 😉
VADER
TAAAAAAAAAAAAK! Uwielbiam jego postać, tego nie ukrywam, a w tym filmie można zobaczyć go w samym najlepszym wydaniu. James Earl Jones jako głos, to już ogromne coś! A do tego żart o dławieniu połączony z pokazem mocy w postaci „force choke”? Kto by się nie zaśmiał. Ostatnia scena z Mrocznym Lordem? Takiego Vadera każdy by chciał obejrzeć. A na pewno ja (oby tylko nie szedł po mnie). Tutaj miał jeszcze mniej czasu ekranowego, niż Nowej Nadziei, ale jak już się pojawiał to czuć było, że film nim emanuje.
Wszystko razem
Mocny ukłon dla Garetha Edwardsa, który potrafił stworzyć idealny film dla fanów. Dał to czego potrzeba, żeby historia nie była pełna patosu, czy najzwyczajniej w świecie beznadziejna. Film może i nie jest z tych co trzymają w napięciu, ale przecież zakończenie było znane od 1977 roku. Film jest godny polecenia i na pewno znajdzie swoje miejsce w sercach fanów Gwiezdnej Sagi. Dla mnie całość zasłużyła no bardzo pozytywną ocenę i kolokwialnie mówiąc, micha mi się świeciła
Osobiście na pewno wybiorę się jeszcze raz do kina, jakoś najlepiej tam mi się ogląda wszystkie filmy Star Wars.