Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 5 dni.
Żeby nie było, że się tylko znęcam nad Łotrami i wszystkich uśmiercam… Oto i ona, pierwsza ocalała! Główna bohaterka, buntowniczka i całkiem niezła laska – Jyn Erso.
A dlaczego przeżywa akurat ona, poza oczywistym uzasadnieniem, że jest główną bohaterką? Powodów, dla których tam myślę (bo przypominam, że to NIE SPOILER), a przynajmniej chciałbym myśleć, jest jeszcze kilka.
Po pierwsze w powieści Catalyst poznaliśmy Jyn jako sympatyczną, rezolutną dziewczynkę. A gdy człowiek właśnie tak ją sobie wyobrazi, to nie sposób nie czuć do niej sympatii. I mając cały czas ten rozkoszny obrazek w głowie, mielibyśmy patrzyć, jak ona ginie? Ja się na to nie godzę.
Po wtóre, jeśli choć część moich przewidywań się sprawdzić, to i tak będzie to chyba najbardziej krwawy (rozpatrując głównych bohaterów) film w dziejach Disney’a, więc miały go wieńczyć jeszcze jedną śmiercią, i to kobiety? Co to, to nie.
No i na koniec argument najważniejsze, czyli pieniądze. Jeśli Jyn przypadnie fanom do gustu (a ma na to spore szanse), to studio będzie w stanie z jej postaci wycisnąć dużo więcej, jeśli przeżyje.
I tym, aby raz optymistycznym akcentem kończę, przechodząc do galerii, która dla odmiany, prezentuje tylko malutki ułamek tego, co w kwestii fanartów Jyn mają do zaoferowania internety: