Miałem dziś coś jeszcze mądrego napisać, którąś z zaległych galerii wrzucić, albo podzielić się najnowszymi ploteczkami z planu Rogue One (tak piszą, jakbym tam na co dzień bywał), ale nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy.
Zrobiłem natomiast zajebisty domowy makaron! Pierwszy od lat przynajmniej trzydziestu, bo po raz ostatni robiłem go, gdy jako brzdąc „pomagałem” babci. Oczywiście mój ówczesny makaron był zawsze koślawy i jakiś taki niedorobiony, bo nie zmieniało faktu, że smakował najlepiej – bo oczywiście zawsze musiał gotowany być dla mnie osobno.
Dziś wspomagałem się co prawda maszynką do makaronu, która wydatnie pracę przyspieszyła, ale w żaden sposób nie umniejsza to mych zasług, bo choć nie wyszedł od w kształcie malutkich hełmów Vadera, to i tak jest świetny 🙂
Także smacznego dla mnie, w dobranoc dla Was.