Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 93 dni.

No i znów parę dni minęło zanim zebrałem się do bloga, ale dziś nareszcie dostałem do tego impuls, bo czymś po prostu musiałem się z Wami podzielić.

Rzecz będzie o legendach, jednak jak widać na załączonym obrazku, wcale nie chodzi mi o Legendy vel Expanded Universe, a raczej o nasze rodzime legendy, o Babie Jadze, o Bazyliszku, Smoku Wawelskim, czy o Panu Twardowskim. Młodsze pokolenie postaci tych może nie kojarzyć, bo nie było nich żadnej gry, kreskówki (no dobra, o Smoku Wawelskim była, ale kto dziś pamięta jeszcze Porwanie Profesora Gąbki, a więc Smoka, Bartoliniego Bartłomieja herbu Zielona Pietruszka, czy szpiega z krainy deszczowców), czy filmu…

twardowski5

Ów stan rzeczy postanowił zmienić nasz eksportowy geniusz sztuk wizualnych – Tomasz Bagiński i przy współpracy z Allegro (tak tak, tym od aukcji) stworzył reboota (on tak oczywiście tego nie nazywa, ale nie mogłem się oprzeć, bo to takie popularne słowo ostatnio) klasycznych polskich legend.

Temat nie jest co prawda nowy, ale ja, choć słyszałem o nim już dość dawno temu, zupełnie o nim zapomniałem i dopiero przypadkowo napotkany trailer drugiej części nowego Twardosky’ego o temacie mi przypomniał i jednocześnie bardzo zaintrygował, bo był świetny. Trailer znaczy. Wyglądał, jakby zapowiadał kawał naprawdę świetnego kina sci-fi, a co jak co, to do dobrego sci-fi miłośników Star Wars przekonywać chyba nie trzeba. Rzecz zafascynowała mnie tym bardziej, że podczas gdy na świecie przeżywa ono prawdziwy rozkwit i złoty czas, w Polsce kino sci-fi nie istnieje (podobnie jak i całkiem sporo innych gatunków).

Zresztą do tego odnosił się też tam Bagiński mówiąc o projekcie:

Pomysł legend zrodził się z potrzeby sprawdzenia, czy w polskim kinie jest w ogóle możliwa masowa rozrywka spod znaku science fiction. Gatunek ten jest w tej chwili głównym filarem rozrywkowego kina światowego, a w polskim kinie praktycznie nie istnieje. Wybór polskich legend jako tematu był naturalny. O ile na świecie opowiadanie na nowo mitów, baśni i legend ma długą tradycję, o tyle w Polsce przykłady można liczyć na palcach jednej ręki i nie dotyczą one kina.

A co z tego powstało? Otóż powstała zdumiewająco dobra i efektowna krótkometrażówka będąca rasowym sci-fi z odrobiną mistycyzmu i magii. Ale czy naprawdę można mówić o zdumieniu, gdy w projekt zaangażowany jest twórca genialnej Katedry, a także wielu innych innych, wspaniałych dzieł, oraz osoba, która chyba jako jedyna może dać nam Wiedźmina na jakiego zasługujemy i czekamy (choć nawet wtedy szanowny nam Andrzej S. i tak Bagińskiego zjedzie jak burą sukę, czy raczej, jak twórców hitowego Witchera).

Zresztą co ja będę gadał po próżnicy, lepiej jak sami obejrzycie, jeśli jeszcze nie widzieliście:

No i jeszcze wspomniany trailer Twardosky’ego 2.0, który zapowiada widowisko jeszcze lepsze (a którego premiera już za dni parę):

Pozostaje tylko żałować, że jak na razie dostajemy tylko krótkometrażówki, bo powiem szczerze, że byłby pierwszy polski film od czasu bodaj chyba Kilera, na który poszedłbym z ogromną przyjemnością i zapewne nie żałował żadnej z wydanych na to złotówek.

Co więcej, jeśli utrzymano by tak dobrą fabułę i świetne poczucie humoru, mógłby to być hit (oczywiście pewnie tylko na polskim podwórku) i widowisko, na miarę Strażników Galaktyki, czy nawet Gwiezdnych Wojen.

A jakby to się udało, to kto wie, może pan Tomasz w dalszej kolejności zabrałby się za innych, super popularny ostatnio gatunek – kino superbohaterskie. Wszak nasi „bracia” Rosjanie pokazali niedawno, że da się stworzyć świetne, superbohaterskie widowisko i to za nieporównywalnie mniej, niż w hollywoodach. A przynajmniej tak to wygląda na trailerach Zashchitniki: