Zmęczyły Was już wszystkie plotki i spekulacje dotyczące dokrętek Rogue One, które w ostatnim tygodniu zdominowały doniesienia prasowe? Mnie już trochę tak, zresztą nie tylko mnie – Entertainment Weekly postanowiło je ostatecznie zweryfikować.
Prominentne, aczkolwiek chcące pozostać anonimowe, źródła w studiu Disney’a poinformowały, że dodatkowe zdjęcia, które wywołały całe zamieszanie, były zaplanowane jeszcze zanim padł pierwszy klaps produkcji. Jest to bowiem ostatnich latach dość popularna praktyka przy okazji wielkich superprodukcji.
Wyśmiane zostały też doniesienia jakoby przerabiane było nawet do 40% filmu – źródła stwierdziły, że w takim wypadku nie byłoby szans zdążyć na grudniową premierę i już teraz jej data byłaby przesuwana, a jak wiemy, nic takiego się nie dzieje. Przerabiane i wzbogacane będą raczej sceny bardziej kameralne, które służyć maja głównie rozwojowi bohaterów, a nie zmianie całej fabuły.
Poruszony został też temat udziału w zdjęciach Christophera McQuarriego, który okazał się totalną bzdurą, co za pośrednictwem Twittera, potwierdził także sam zainteresowany. Nie wykluczana jest natomiast pomoc innej uznanej postaci -Tony’ego Gilmora, weterana serii o Jasonie Bournie, który miał jakoby dołożyć swoje trzy grosze do scenariusza Rogue One.
Disney’owskie źródła stwierdziły nie fani nie muszą się też obawiać zmiany klimatu filmu. Rogue Ona będzie pod tym względem zupełnie inne od Przebudzenia Mocy, to zresztą jest zrozumiałe, jest to w końcu film wojenny.
Nie pojawił się natomiast temat epizodu z udziałem młodego Hana Solo, którego dodanie miało być jednym z powodów dokrętek. Może to znaczyć, że w tej jednej plotce jest jednak ziarno prawdy.
Natomiast z innych, niezwykle ciekawych nowości dotyczących Rogue One, mamy też możliwy przeogromny
S P O I L E R
Zatem jeśli wolicie nie ryzykować, nie czytajcie dalej, bo rzecz dotyczyć będzie rzekomego wycieku całej fabuły, która wyglądać ma mniej więcej tak:
Sojusz Rebeliantów dowiaduje się o imperialnych testach broni na jednej z planet Zewnętrznych Rubieży. Główna bohaterka, Jyn Erso, zostaje złapana, gdy próbuje ukraść rebeliancki myśliwiec. Dostaje ona propozycje nie do odrzucenia, by udać się na wspomnianą planetę i dowiedzieć się czegoś więcej o testowanej broni. Alternatywą jest oddanie jej w ręce łowców nagród.
Rebelia nie wie jednak, że z Jyn skontaktował się mężczyzna podający się za jej ojca, który stwierdził, że los całej galaktyki zależy od tego, czy Jyn zdoła go odnaleźć.
Grupa Rebeliantów udaje się na planetę, by przekonać się, że testowany jest nowy typ maszyn kroczących. Pada rozkaz ataku, jednak AT-ACT okazują się w pełni sprawne i rozbijają rebeliancki oddział. Jyn udaje się uciec i rozpoczyna poszukiwania swego ojca.
I tylko dzięki temu Rebelia w ogóle dowiaduje się o Gwieździe Śmierci, której powstania nie była w ogóle świadoma.
A co do ojca Jyn, to choć wciąż żyje, to ma to już długo nie potrwać. Jest on bowiem jednym z konstruktorów stacji bojowej, który się „nawrócił” i umieścił w projekcie minimalny, ale jednak, słaby punkt. Z córką skontaktował się między innymi dlatego, by móc przekazać jej plany i dać Rebelii szansę na zniszczenie Gwiazdy Śmierci. Jednak pragnie on także przed śmiercią przeprosić swoją córkę, za to, że go przy niej nie było.
Zresztą Jyn napędza przede wszystkim pragnienie odnalezienia ojca i w głębokim poważaniu ma konflikt Rebelii z Imperium. Rebelia miała by więc przechlapane, gdyby Jyn nie zdecydowała się działać na własną rękę (z angielskiego – gone rogue).
Spoiler odnosi się także do znanej z trailera sceny ze zbiornikiem bacta, który tak naprawdę jest czymś zupełnie innym. Jest to jedno z ogniw zasilających Gwiazdę Śmierci, a postać w tej scenie pokazana, to właśnie ojciec Jyn, który właśnie wtedy dostrzega jak przerażającą broń pomógł stworzyć.
Dowiadujemy się także nieco więcej o obcych, którzy należą do drużyny Jyn. Jeden z nich pełni role przede wszystkim komediową (comic relief), drugi natomiast jest zawołanym kopaczem tyłków.
A czy widzimy w filmie Vadera? O tak!!! I to w formie, w jakiej na ekranie nigdy nie był oglądany. W bezwzględny sposób rozprawia się on z oddziałem rebeliantów w stylu przywodzącym na myśl horrory typu slasher, a zatem sikająca krew, odcinanie kończyn i tym podobne. Aczkolwiek według źródeł to właśnie jedna ze scen, które miały ulec znacznym przeróbkom. Ale może wobec tego, o czym pisałem na początku tego artykułu, może nie będzie tak źle.
Bez zmian pozostało mianowicie zakończenie filmu, w którym, i to nie będzie raczej sporym spoilerem, ginie większa część bohaterów. I to właśnie na ich cześć nazwany potem zostaje jeden z najsłynniejszych, rebelianckich szwadronów.
Nie wiem jak Wam, ale mi taka fabuła bardzo odpowiada, szczególnie w sposób, w jaki wyjaśniona jest absurdalna niedoróbka Gwiazdy Śmierci.