Nie nie, bynajmniej nie chodzi o tę coraz popularniejszą, internetową chmurę, którą, przyznam się szczerze, nie za bardzo ogarniam, ale taką prawdziwą, na niebieściutkim niebie.

Pamiętam, że w dzieciństwie była to całkiem niezła rozrywka, takie leżenie, gapienie się w niebo i wynajdywanie chmur, których kształt mógł coś przypominać.

Niestety z wiekiem człowiek traci zainteresowanie chmurami, a im bardziej w dorosłość wchodzi, tym mniej czasu na wszystko, o beztroskim wpatrywaniu się w niego nie wspominając.

Na szczęście dziś, korzystając z pięknej pogody i wolnego czasu, udało mi się poleżeć na świeżo skoszonej łące (uwielbiam ten zamach) gdzieś na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i po prostu pogapić się w niebo. Nic szczególnie spektakularnego na nim nie wypatrzyłem, ale pojawił się Falkor (ten z Niekończącej się opowieści), był uciekający przed nim Dumbo (pamięta ktoś jeszcze taką bajkę ?), dwa razy pojawiła się mysz, ale za każdym razem z jakimś zdeformowanym pyszczkiem. Honoru Gwiezdnych Wojen bronił jakiś kulawy i mocno naciągany Cloud Car oraz Snowtrooper. Może też trochę naciągany, ale na bezrybiu i rak ryba 😉

Zresztą sami oceńcie (parę chwil wcześniej, był bardziej wyrazisty, ale nie zdążyłem telefonu na czas wydobyć 😉

Bez-nazwy-1