14 lutego wszyscy obwieszczają Dniem Zakochanych, podczas gdy to przecież święto walenia tynków, czyli innymi słowy Dzień Murarza!
No ale żarty żartami, faktem jest, że czy nam się to podoba, czy nie, serduszek w ten dzień jest chyba nawet więcej, niż podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie ma ucieczki przez komercjalizacją miłości, ale też trzeba się zapytać, czy ucieczki tej szukamy z pełnym zaangażowaniem i determinacją.
Owszem, mierzić może kicz i ostentacja jakimi Walentynki epatują, a wszelkie miłosne wyznania i gesty obarczone są w ten dzień niestety większym niż zwykle błędem i przekłamaniem (w końcu w Walentynki wielkie słowa cisną się na usta ze znacznie większą łatwością), tym niemniej każdy z nas przecież chce kochać, a jeszcze bardziej pragnie być kochanym.
Uśmiech politowania wywołują u mnie zatem zawsze wszelkie antywalentynkowe deklaracje. A im bardziej są one stanowcze, tym politowanie większe. Oczywiście nie mówię, że każdemu mają się serduszka w oczach 14 lutego zapalać i srać ma pluszowymi misiami, jednak każdy pretekst (nawet taki) by zrobić coś miłego dla ukochanej osoby, jest dobry. A jeśli usłyszeliście od niech coś w stylu „Nie lubię Walentynek” czy „To zwykły dzień”, to oficjalnie poczuć możecie się jak karpiu Ackbar i wiedzcie, że jest to pułapka! Bo powiadam Wam, jeśli jesteście z kimś w związku, lub przynajmniej czujecie do niego/niej miętę, Walentynki w ten czy inny sposób zaakcentować musicie!
Tako rzecze wujcio Wojtek, a że lat na karku, jak i mniej lub bardziej udanych związków ma on trochę, to wie on, co mówi. Ale spokojnie, macie jeszcze prawie 5 godzin, żeby się zrehabilitować za dotychczasowy brak działania 😉