Pamiętacie kiedy po raz ostatni paliliście ognisko? W dobie grillowania stała się to tradycja niemal zapomniana, no chyba, że się jest harcerzem. Ja nie jestem i nie pamiętam, kiedy po raz ostatni na ognisku byłem, ale takim prawdziwym, opiekanymi nad nim kiełbachami i chlebem, oraz ziemniakami zasypywanymi w ogniskowym żarze i konsumowanymi rano (pod warunkiem, że nikt nie wpadł na wspaniały pomysł, by dogaszać ognisko sikając na nie). I bardzo tego żałuję, bo takie wieczory przy ognisku i w gronie przyjaciół były dużo bardziej klimatyczne, niż ogródkowe grillowanie.
Oczywiście ogniska takie często odbywały się na jakichś odludziach, które nocną porą jeśli nie strach, potrafiły powodować co najmniej niepokój (do dziś przeraża mnie wizja lasu nocą, co zapewne zawdzięczam oglądaniu Miasteczka Twin Peaks, gdy byłem dzieckiem oraz Blair Witch Project w młodości), ale jest to w gruncie mała cena za naprawdę fajny czas.
No ale dziś zdarzyło mi się ognisko palić. Niestety nie miało to wiele wspólnego z tym, o czym pisałem powyżej, bo była to część sprzątania ogrodu, czyli paliłem najróżniejsze gałęzie, liście, krzaki i inne haberdzie. Nie było kiełbasek, chlebka, czy ziemniaków. Zdarzyć się mogło co najwyżej pieczone jabłko (zgarnięte wraz z liśćmi), lub wędzona w dymie ludzina (to ja). Jedyne, co przypomina prawdziwe wieczory przy ognisku, to zapach dymu, którym przesiąknięty jestem dokumentnie.