Przez lata byłem bardzo cichym, spokojnym i ułożonym chłopcem. Praktycznie nic nie było w stanie mnie wkurzyć, czy wyprowadzić z równowagi, czy choćby nieco intensywniejsze emocje wywołać. A dziś coraz częściej tęsknię za tymi czasami i moim stoickim podejściem do ludzi i świata,bo minęło ono bezpowrotnie.

Dziś wkurwić mnie (bo to już znacznie więcej niż niewinne wkurzenie) potrafi mnie tak naprawdę byle co, zarówno ludzie, jak i złośliwość przedmiotów martwych. Choć to pierwsze jednak zdecydowanie bardziej. Jest mnóstwo zachowań i cech, które mnie irytują, zresztą o czym ja w ogóle mówię, potrafi mnie irytować nawet czyjaś facjata, choć delikwenta, czy delikwentki mogę w ogóle nie znać. Mimo to najbardziej zawsze denerwuje mnie ludzka głupota, obłuda i wybujałe ego. A jeśli wszystko to kumuluje się w jednej osobie, to już naprawdę włączają mi się mordercze instynkty.

Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że moje napady wściekłości nie są jeszcze niepohamowane i w gruncie rzeczy bardzo rzadko zdarza mi się dać im ujście. Inaczej zasób sprzętów biurkowych, kuchennych, elektronicznych i wszelkich innych, zostałby znacznie uszczuplony. A poza stratami w sprzęcie, bez strat w ludziach też by się pewnie nie obyło.

A tak cudownie byłoby wszytko mieć w dupie i wraz z Bobą czy Obi-Wanem powiedzieć sobie i całemu światu – I don’t give a fuck!

Ale i tak nie jest tak źle, dziś powinienem chodzić podkurwiony przez dzień cały, ale o dziwo dość szybko wszystko po mnie spłynęło, więc kto wie, może idzie ku lepszemu 🙂