Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż do mej pracy miłością nie pałam i poza najbliższym towarzystwem w pokoju nie ma ona praktycznie żadnych plusów. Jest tak ambitna i rozwojowa, że sprostać powinna jej nieźle wytresowana małpa. Pracodawca mnie rozpieszcza (po kilku latach pracy dostałem w końcu pierwszą podwyżkę rzędu 50 zł) i szanuje (odpowiedzieć na kolejne podanie o podwyżkę nawet nie raczył), więc i ja szanuję jego, a poziom mego zaangażowania do mego zadowolenia jest wprost proporcjonalny.

Co prawda w chwilach zwątpienia i po kolejnych opowieściach znajomych zaczynam wierzyć, że dobry i szczodry pracodawca jest niczym Yeti – każdy o nim słyszał, wielu szukało, ale nikt niepodważalnych dowodów na ich istnienie nie przedstawił.

A jednak niemal równe dwa lata temu (jak ten czas leci – byłem przekonany, że od tego czasu minął dopiero rok) otarłem się o pracę moich marzeń i ziemię mlekiem i miodem, a raczej mlekiemi kasztankami płynącą, bo mym niedoszłym pracodawcą była firma Wawel. Niestety ostatni etap rekrutacji okazał się dla mnie przeszkodą nie do przejścia. Odrzucenie bardzo przeżyłem, na dobrych kilka miesięcy obradziłem się nawet na Wawel odmawiając (choć wymagało to nie lada wysiłku) wszelkich Kasztanków, Tiki Taków czy nawet Michałków.

2f4380182a68b9aed965fc7ac1d01fd0

No ale nie pisałbym o tym przecież tylko po to, by uczcić rocznicę mej porażki, aż takim emocjonalnym masochistą nie jestem. Piszę o tym, bo firma Wawel stwierdziła, że być może zbyt pochopnie odrzuciła moją kandydaturę i stwierdziła, że być może warto dać mi jeszcze jedną szansę na sukces. Poszedłem więc na rozmowę, ale niestety, zadowolony z niej nie jestem. Jedna rzecz, to taka, że na rozmowach (szczególnie wtedy, gdy na pracy wyjątkowo mi zależy) wypadam bardzo słabo, a do tego jest jedno pytanie, na którym zawsze się wykładam, by tylko się pojawia, a tym razem się niestety pojawiło. Pytanie owo dotyczy lektur (oczywiście branżowych), które w ostatnim czasie mnie zainspirowały i za serce chwyciły. Sęk w tym, że ja jestem praktykiem i od suchych lektur, wolę wiedzę przyswajaną empirycznie, a i inspiracje najwyraźniej czerpię z innych źródeł.

Tym niemniej by w przyszłości nie marnować kolejnych szans na sukces, dla zasady przeczytam jedną czy drugą publikację, by móc się nią odpowiednio pozachwycać. A do tego czasu przyjdzie mi pewnie przebidować w obecnej fabryce, bo swoich szans w Wawelu za wysoko niestety nie oceniam.