Zawsze uważałem ,że tradycje, czy te dawne, nieco skostniałe, czy te tak zwane nowe, świeckie, to w gruncie rzeczy bardzo istotna kwestia i wartość godna pielęgnacji. Tym bardziej smuci mnie i boli, gdy jakieś moje małe, lubiane tradycje odchodzą do lamusa, a ja zdaję się być jedyną osobą, której zależy na ich zachowaniu.

Wspominam o tym, bo dziś było El Clasico (dla niewtajemniczonych – to jeden z najważniejszych meczy sezony piłkarskiego i prawdziwa uczta dla fanów na cały świecie, w której mierzą się odwieczni rywale – FC Barcelona i Real Madryt), który zawsze oznaczał jedno – spotkanie i oglądanie meczu w gronie dobrych znajomych. Sympatie zawsze były podzielone, co budziło dodatkowe emocje, ale niezależnie od wyniku i kibicowskich animozji, po meczu zawsze udawaliśmy się do jednej i tej samej knajpy, gdzie do późnych godzin nocnych raczyliśmy się najróżniejszymi shotami (oczywiście alkoholowymi).

Bardzo to lubiłem i z niecierpliwością wyglądałem, ale niestety coś czuję, że wyjścia takie należą już do przeszłości, a kolejna fajna tradycja ulega rozpadowi. No i z kim ja teraz będę pił???