Dziś jestem dość daleko od cywilizacji, to znaczy nie tak daleko, jak byłbym tutaj jeszcze parę lat temu, gdzie z zasięgiem telefonu było ciężko, o necie nie wspominając. Dziś ten pierwszy jest bez problemu, ten drugi, jak widać się zdarza. Tym niemniej jestem w domu na wsi, gdzie poza różnymi innymi starociami i osobliwościami, jest też, w ramach sprzętu grającego, wieże firmy Unitra, która w wieku jest co najmniej takim, jak i ja. W związku z czym co młodsi czytelnicy nie mają prawa nawet takiej firmy pamiętać, ale to nie jest w sumie takie ważne, istotniejsze jest, że wieża owa
mało którą stację radiową jest w stanie złapać, a jeśli już jakaś się znajdzie, to niestety stosunek reklam do muzyki jest na niej mniej więcej 1:1. Trzeba Wam wiedzieć, że na co dzień radia nie słucham w ogóle, więc tutaj takie nagromadzenie reklam mnie po prostu przerosło, postanowiłem jednak znaleźć coś innego.
O dziwo znalazłem stację, która od razu zaplusowała, bowiem puszczała jedną z moich ulubionych kapel pod tytułem „Metallica”. I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, jak ja dawno nie słuchałem muzyki. Oczywiście gdzieś tam w tle się czasami zdarzała, ale nie pamiętam kiedy po raz ostatni słuchałem swojej playlisty. Stało się tak dlatego, że o ile wcześniej praktycznie wszędzie mi muzyka towarzyszyła, tak odkąd zdechły moje słuchawki, a mi było żal pieniędzy na kolejne, muzyka ustała.
Takie by się przydały 🙂
Owszem, słuchałem też czasami w pracy, ale i tam ostatnio zawsze mam coś innego do roboty. A to mecz jakiś akurat się zdarzy (czy to siatkarzy, czy tenisowy), a to jakieś interesujące tematy do
rozmowy są poruszane, a to nadrabiam zaległości w Wojnach Klonów. Czasami też popracować trzeba. Mógłbym teoretycznie słuchać czegoś w domu, ale że tam moim jedynym sprzętem grającym jest lapek, a jakoś nie mam w zwyczaju odpalać na nim muzyki, więc i to odpada. Jednak postanowiłem sobie od tej pory wracać częściej do moich ulubionych kawałków, bo zawsze bardzo pozytywnie mnie one nastrajają.
No ale właśnie, jakie to są te ulubione kawałki? Jak zapewne w przypadku każdego z Was, gusta muzyczne mocno i gwałtownie ewoluowały. Ja początkowo w ogóle nie byłem specjalnie umuzyczniony, nie czytałem Bravo czy Popcornu, nie wieszałem na ścianach plakatów boysbandów, a jeśli coś nawet słuchałem, robiłem to bez zbytniego zaangażowania. Z dzieciństwa pamiętam nazwy takie jak Troll, Salt’n’Peppa, MC Hammer, czy też ciut później, Varius Manx czy Roxette. Potem przyszła kilkuletnia zajawka na muzykę filmową, ale to bardzo ze względu na zainteresowania filmowe, niż muzyczne. Tym nie mniej z tamtych czasów wywodzi się moje zamiłowanie do bluesa, po tym jak zetknąłem się z genialnym soundtrackiem z kultowego filmu Blues Brothers. Ale muzyka filmowa (oczywiście poza tą ze Star Wars) odeszła do lamusa (przynajmniej dla mnie), a ja powróciłem niejako do tego, czym próbowała zaradzić mnie w młodości moja
starsza siostra, a mianowicie rock. Ona preferowała ten nieco starszy, klasyczny, który brzmiał gitarą Jimmiego Page’a, czy wokalami Jima Morrisona lub Ozziego Osbourna. O tak, do Led Zeppelin, The Doors czy Black Sabbath wciąż bardzo często i z wielką przyjemnocią wracam, ale kapele już takie najulubieńsze, to brzmienia nieco cięższe, nierzadko z pogranicza hard rocka i
metalu. Jest wśród nich Disturbed, Korn, System of a down, Rage against the Machine, Linking Park czy Marylin Manson, ale na czoło zdecydowanie wysuwają się dwie: Metallica oraz Godsmack, których słuchać mogę zawsze, wszędzie i w każdej ilości!
Ale przyznam, że jestem też ogromnie ciekaw w jakiej formie będzie John Williams w Przebudzeniu Mocy. A to już tak niedługo 😀

 

A więc w ramach bonusu – Metallica: