W piątek wieczorową porą wybraliśmy się do knajpy. Studio Twój Kucharz się ona zwie, powstała w dzielnicy, gdzie stare fabryki i magazyny, zastąpione zostały przez biura, apartamenty i modne lofty. Jedna się tylko fabryka ostała, ale pewnie tylko dlatego, że o niej swego czasu pewien niszowy reżyser (Steven S.) nakręcił pewien niszowy film (Lista S.). Także dzielnica stała się modna i droga, a sama knajpa urządzona została tak, by trafić w modne gusta. Jest więc tam biało i prosto, jest drewno i metal, są odsłonięte rury i odsłonięte elementy konstrukcji, bo musi być industrialnie. Jest też otwarta kuchnia, bo jedzenie jest modne, więc gawiedź garnie się do miejsc, gdzie widzi, co i jak jest robione, a robione jest oczywiście w stylu eko-sreko, regionalnie i w ogóle. Knajpa mnie na początku zachwyciła, ale tym razem, niestety, było bardzo nijako.

Ale nawet nie o tym chciałem, bo o jedzeniu piszę zupełnie gdzie indziej. Tutaj skupię się raczej na ludziach, których we wspomnianej knajpie zaobserwowałem. Byli to osobnicy płci obojga, a raczej wszystkich trzech (męscy, żeńscy i nijacy, znaczy inni), orientacje też wszystkie trzy chyba były reprezentowane. Najgorsze było to, że trudno było mi tych ludzi nawet określić. Dawniej wszystko było prostsze, byli skejci, puncury, metale (także czescy), dresy, a wszystko pomiędzy wyglądało w miarę normalnie. Powiedzmy, że emo też byłem jeszcze w stanie jakoś ogarnąć, ale wraz z nadejściem metroseksualistów i innej hipsteriady czy innych pożal się boże drwali, przestałem ogarniać całkowicie. Może brakuje mi w tej kwestii tolerancji, może jestem już za stary, albo po prostu nie mam gustu, ale to, jak wygląda ogrom ludzi odwiedzający modne miejsca, to woła o pomstę do nieba i sprawia, że ja w takich miejscach czuję się bardzo źle i mam ochotę jak najszybciej z nich uciekać.

No i właśnie dlatego dziś Star Wars w stylu hipsteriady (więcej grafik z tej serii na FB>>)