Podczas gdy ja w weekend świętowałem zaślubiny przyjaciela i grzesznie się obżerałem (dla wyjaśnienia, grzeszne obżeranie charakteryzuje się nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu ;)), w mojej fabryce praca wręła… wrała… wrzała… tak chyba będzie najbezpieczniej. No w każdym razie wpadli tam panowie malarze i zmieniali kolor ścian. Niestety nie pojawił się na nich ani carbonite black, ani też hoth white, a co najwyżej wyblakły blue, godny co najwyżej niemowlęcych śpiochów. Kolor taki ma jakoby uspokajać i koić zszargane nerwy. Ale czy w tej pracy coś może mnie uspokoić i ukoić? Szczerze wątpię.