No i dojechaliśmy! Najpierw było Niechorze, a potem docelowy Kołobrzeg. Co łączy te dwa miejsca. Otóż posiadają one latarnie morskie. Szczerze mówiąc nigdy nad istotą latarni morskiej nie zastanawiałem, uznawszy, że jest to relikt dawnych czasów, a dziś, w dobie GPSów, kosmicznych systemów nawigacyjnych i innych szmerów-bajerów, nikomu nie są już one potrzebne. Co najwyżej służą one jako centralne punkty nadmorskich miast i miasteczek, wokół których zaobserwować można największe stężenie straganów sprzedających badziew wszelaki. Jak się jednak okazał, choć latarnie we wspomnianych miejscowościach faktycznie straganami obstawione są w promieniu kilkuset metrów, to jednak wciąż one działają i w morze wysyłają dającą nadzieję i wytchnienie światłość.
Szczerze mówiąc dodało mi to otuchy, a światło latarni, nawet będąc na lądzie, nocą faktycznie poprawiało samopoczucie. Szkoda tylko, że tak mało u nas latarni pozbawionych ludzkiej tłuszczy wszędzie wokół.