Kilka dni temu internetem wstrząsnęła informacja o roszczeniach zgłoszonych jakoby przez Disneya (między innymi) wobec fanowskiego filmu Vader Episode I: Shards of the Past. Wśród znacznej części fanów zapanowało święte oburzenie, a antydisneyowskie głosy odezwały się ze zdwojoną siłą.
Przyznaję się bez bicia, że i ja poczułem oburzenie, choć śmiem twierdzić, że nie dałem się porwać fali bezmyślnego hejtu i próbowałem szukać usprawiedliwień dla każdej ze stron. Na szczęście po krótkiej, acz gwałtownej burzy, wyszło dla nas, fanów, słońce.
Fanowski Vader i jego happy end
Najpierw okazało się, że ze wspomnianymi roszczeniami Disney nie miał nic wspólnego. Faktycznie dotyczyły one li tylko muzyki, a wystosowała je firma Warner Chappell, do której należą prawa do wszystkich znanych z Gwiezdnych Wojen utworów. Zatem wbrew temu, co początkowo twierdził twórca filmu i włodarz kanału A Star Wars Theory, Disney nie był niczemu winien i w tej sytuacji nie okazał się „dolarożerczym” potworem.
Co więcej, wieści o całej sytuacji dotarły do Lucasfilm, a studio postanowiło zainterweniować. Najwyraźniej udało mu się wpłynąć na Warner Chappell. Firma ta wycofała bowiem swoje roszczenia i nie będzie już czerpać niezasłużonych zysków z cudzej ciężkiej pracy.
Miejmy zatem nadzieję, że wszystkie negatywne emocje związane z tą sprawą ucichną tak samo szybko, jak się pojawiły. A my będziemy mogli w spokoju oczekiwać na drugą część fan filmu i podziękować Lucasfilm za szybką i, co ważniejsze, skuteczną interwencję, a także za słuchanie głosu fanów.