Na wstępie chciałbym nadmienić, czym jest beztrailerze. Jest to filozofia, którą wprowadziłem jakiś czas temu w życie i powoli przekonuje się do niej coraz więcej moich znajomych. Polega ona na tym, że jeśli bardzo chcę obejrzeć jakiś film (najczęściej z serii Star Wars) to unikam jak ognia trailerów, spoilerów i wszelkiej innej maści informacji na temat filmu. Najczęściej jedyne czego nie udaje mi się uniknąć to plakat filmowy (bo ciężko odzobaczyć plakat wiszący na mieście). Jeśli idę do kina na inny film i istnieje niebezpieczeństwo zobaczenia trailera, zakładam słuchawki na uszy z głośną muzyką, zamykam oczy i czekam na kontrolne szturchnięcie.
Po co ta cała szopka? Po to, że jak idę na film to: nie znam ani jednego wątku fabuły, nie mam żadnego wyobrażenia o postaciach, nie znam wcześniej najlepszych scen (co się niestety często pojawia w trailerach), tylko idę na film z kompletnie czystym umysłem, poznaję całą fabułę i postacie od postaw, tak jakbym dopiero otwierał świeżo kupioną książkę. Efekt? Taki film podoba mi się znacznie bardziej, bo dostaję rozrywkową bombę w całości, a nie dozowaną po kawałku z każdym następnym trailerem. Taki film lepiej się pamięta i bardziej się lubi.
„Ej, Grzyb, ale jak ty się uchowałeś udzielając się na stronie o Gwiezdnych Wojnach?” – Proste, nie czytam niektórych postów kolegów 😉
A teraz, kilkanaście godzin po seansie, chciałbym się podzielić z Wami moimi wrażeniami na temat Rogue One, obejrzanym w całości po raz pierwszy dopiero wczoraj, bez wcześniejszego skażenia trailerami czy spoilerami. Tylko, że dla tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, ostrzegam, że będą SPOILERY 😉
Najpierw zajmę się poszczególnymi elementami, które najbardziej zapadły mi w pamięć, a na koniec postaram się wypowiedzieć o filmie jako całości.
POCZĄTEK
Jak zawsze, błyszczące logo Lucasfilm, potem kultowe „A long time ago, in a galaxy far, far away…” i… kosmos. A nie mocne wejście głównego tematu muzycznego i wielki napis Star Wars, a za nim tekstowe wprowadzenie mknące przez przestrzeń kosmiczną. Tylko kosmos. Od razu wchodzimy do akcji. Twórcy w ten sposób moim zdaniem doskonale zaznaczyli, że seria „A Star Wars Story” to co innego niż główna saga. Już mi się podoba 🙂
WALKI W KOSMOSIE I STATKI KOSMICZNE
X-Wingi! Y-Wingi! Wprawne oko zauważy zróżnicowane droidy, stare, charakterystyczne dla okresu z okolic Nowej Nadziei – R2, R4, dzielnie wspomagające pilotów myśliwców. Doskonałe ujęcia, fantastycznie pokazujące statki kosmiczne, czasami wyglądające, jakby ktoś przyczepił kamerę GoPro do burty statku. Oglądało się to fenomenalnie! Nie było ogólnego zagmatwania (które drażni mnie w filmach o Transformersach, gdzie podczas walki trudno jest rozróżnić kto z kim walczy i jest jedna wielka sieczka).
Podobało mi się bardzo jak piloci byli wystylizowani na tych, których pamiętamy z ostatecznym ataku z Nowej Nadziei – mówię oczywiście o charakterystycznych wąsikach 😉
Ujęcia Niszczycieli Gwiezdnych przypominały sceny kręcone z użyciem modeli w latach 70′, niemal każde pojawienie się metalicznego klina przyprawiało mnie o dreszcze. I jeszcze ujęcia Niszczyciela wiszącego nad Jedha City… Nic nie oddaje ducha okupacji jak półtorakilometrowa, uzbrojona w turbolasery, metalowa chmura grozy nad miastem 😀
No i Gwiazda Śmierci… bardzo pomysłowe, zróżnicowane ujęcia pokazujące śmiercionośny księżyc od każdej możliwej strony powodowały, że aż skakałem z emocji w IMAXowym fotelu. Coś pięknego! Scena montowania talerza lasera – szczęka na podłodze. Gwiazda Śmierci powodująca zaćmienie słońca tuż przed atakiem… Myślę, że w tym filmie poznaliśmy prawdziwie grozę jaką stacja miała budzić w całej galaktyce.
CAMEOS
Generał Syndulla w wezwaniu przez megafon w bazie rebeliantów? Kryształy Kyber? R2-D2 i C-3PO na Yavin 4? Dr Evazan i Ponda Baba? Korweta typu Hammerhead? Za każdym razem serducho biło szybciej. Nie aż taki fan-service jak w Przebudzeniu Mocy, ale bardzo mi się wszystkie podobało. Prawdopodobnie jakichś nie dostrzegłem jeszcze, ale trzeba będzie ten film i tak jeszcze kilka razy obejrzeć 😉
DBANIE O SZCZEGÓŁY
Film musiał wpasować się w istniejącą już historię. Widać było, że twórcy odrobili zadanie domowe!
Niestety wielu pilotów myśliwców Rebelii straciło życie w walkach, ale chyba wszyscy wiemy, że jeśli drużyna Czerwonych brała udział w gwiezdnych potyczkach, to biorąc pod uwagę chronologię, Czerwony 5 nie mógł tego przeżyć.
A pamiętacie oskarżenia Vadera względem Leii w Nowej Nadziei? „Several transmission were beamed to this ship by Rebel spies„, mówi Vader. Several czyli kilka transmisji mieli otrzymać Rebelianci. I rzeczywiście, wskaźnik na nadajniku pokazywał 4 paski postępu. Sprytne!
GŁÓWNI BOHATEROWIE
Jyn i Cassian nie są jednowymiarowym obrazem bohatera walczącego po stronie dobra. Ona – na początku zagubiona, nie chcąca mieszać się w sprawy, na które, pozornie, nie ma wpływu. Widać jej drogę do bohaterstwa. On – walczący w słusznej sprawie, ale sięgający po wątpliwej moralności środki. Wiele przeszedł, widać jego wewnętrzną walkę. Są od siebie różni, ale jednocześnie bardzo podobni. Uważam, że aktorzy oddali charakter tych postaci bardzo dobrze.
K-2SO
Hahaha! 😀 Po prostu doskonała postać! Pomieszanie C-3PO i Choppera z Rebeliantów. Robot udał im się świetnie!
CHIRRUT I BAZE
Kolejny przykład dobrej roboty wykonanej przez scenarzystów i ekipę od castingu. Świetnie zgrany (i zagrany) duet, chętnie przeczytałbym jakąś książkę na temat ich pierwszego spotkania.
TARKIN
Na początku jak się pojawił myślałem, że będzie po prostu w klasycznym stylu pokazany tylko z tyłu, albo z niewidoczną twarzą, ale NIE! Twórcy poszli na całość i stworzyli całkowicie wirtualną twarz Wielkiego Moffa Tarkina! Bardzo się interesuję efektami specjalnymi i tym jak są robione i, niestety, mogłem dostrzec niedoskonałość (można było rozpoznać komputerowo sterowaną mimikę twarzy). Ale po początkowym lekkim niezadowoleniu z tego powodu skupiłem się na akcji i na relacji Tarkina z Krennikiem i dałem sobie spokój, bo uważam, że ludziom od efektów mimo wszystko należy się wielki szacun za to, że powołali do życia taką postać z takim wyrafinowaniem!
DARTH VADER
Dla mnie kompletne zaskoczenie, bo nie sądziłem, że jakakolwiek postać z głównej sagi pojawi się w Rogue One. Nienachalne, ostrożne, wyważone wykorzystanie obecności Mrocznego Lorda w filmie, z głosem Jamesa Earla Jonesa. Stylowa kawalerka na Mustafar z pionowym jacuzzi? WOW! No i oczywiście kulminacyjna scena, czyli…
ZAKOŃCZENIE
… doskonale wprowadzające w akcję Nowej Nadziei. Pełne emocji i napięcia. Bo przecież ja to znam! Ja to już widziałem! Czy to rzeczywiście ten moment? Vader brutalny jak nigdy dotąd! I na koniec Leia! Szczęka na ziemi, oczy na wierzchu, napisy końcowe i automatycznie kino tonie w gromie owacji! Co za film! 😀
DESIGN
Krótko: monumentalizm Imperium? Jest. Brudny, zużyty, popadający w ruinę świat wokół? Jest. Niebieskie mleko? Nawet na innej planecie, niż Tatooine – jest. Brawo!
ROGUE ONE
Czy warto obejrzeć Rogue One? TAK! Film wgniata w fotel, wyciąga oczy z oczodołów, powoduje dreszcze, niekontrolowane podskoki radości, wciąga niesamowicie. Doskonała rozrywka! Zaczynam wątpić, że prezenty pod choinką w tym roku są w stanie wywołać większe emocje, niż dzieło Garetha Edwardsa. Jeśli mieliście nieco mniej radykalne odczucia – spróbujcie unikać trailerów i innych tego rodzaju zgubnych atrakcji przy następnym filmie i zobaczcie, czy poczujecie różnicę 🙂
Ja uważam, że było warto wytrwać w „czystości” do premiery. Nie zawiodłem się na tym filmie. Przekroczył moje oczekiwania, zaskoczył i dał nadzieję, że Disney dobrze się opiekuje uniwersum Star Wars.
Jak tylko zaczęły lecieć napisy wiedziałem, że chcę mieć ten film w domowej kolekcji, ale chyba mam za mały telewizor 😉 Także obsługa kina IMAX może się mnie spodziewać jeszcze kilka razy, dopóki film pozostanie w repertuarze.
Mam nadzieję, że Rogue One sprawił Wam tyle przyjemności co mnie i że w nadchodzących latach poziom produkcji spod szyldu Star Wars będzie na co najmniej na tak wysokim poziomie.
Niech Moc będzie z Wami!
P.S. Na koniec jeszcze mikro-foto-recenzja filmu Rogue One: