Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 11 dni.
Aby raz nie muszę zdawać się na bujną wyobraźnię i czarnowidztwo, wszak już od SWCE 2016 wiemy, że Chirrut Imwe umiera. Jego żal mi chyba najbardziej, jako że jestem wielki fanem chińskiego kina kopanego i największej obecnej jego gwiazdy – Donniego Yena. No ale skoro już jego los jest przesądzony, mam nadzieję, że przynajmniej scena jego śmierci będzie epicka.
Zresztą od dawna mam ją już w głowie. Otóż Chirrut, pełen wiary w Moc i płynącego zeń spokoju, staje na przeciw… samego Dartha Vadera. Wiem, że jest to w gruncie rzeczy mało prawdopodobne, ale taki pojedynek marzy mi się odkąd tylko dowiedziałem się o angaży chińskiego mistrza sztuk walki.
Ta dwójka mogłaby wynieść walki na miecze i/lub pałki, na zupełnie nowy poziom, wobec którego nawet popisy Maula mogłyby blednąć. Pytanie tylko, czy taki pojedynek miałby szansa potrwać dłużej, niż kilka chwil?
Oczywiście, jeśli scenarzyści zdecydowaliby się na tak karkołomny zabieg, jak pojedynek tych dwóch panów, trudno byłoby uzasadnić ruchliwość Vadera, szczególe gdy w pamięci mielibyśmy jego rachityczne ruchy i wyjątkowo statyczną walkę z Obi-Wanem z Nowej Nadziei.
No ale pomarzyć fajna rzecz, a Chirrutowi przyjdzie umrzeć w zapewne mniej spektakularnych okolicznościach.
Na pocieszenie pozostaje kilka fanowskich grafik, które tym razem prezentują całkiem niezły poziom: