Weekend, choć dopiero na półmetku, zapowiada się wyjątkowo sportowo. Zaczęło się oczywiście od pobudki z siatkarzami, którzy mieli zaskakująco dużo problemów z teoretycznie sporo słabszą Kanadą. W przerwach miałem jeszcze przebłyski nocnego finału Konferencji Wschodniej NBA – Cavs vs Toronto, który zakończył się w sumie zgodnie z planem.

W trakcie dnia, choć nie było na to wiele czasu, starałem się jednym okiem rzucać na korty Roland Garros. Na szczęście przy oglądaniu pasjonującej, i co ważniejszej zwycięskiej końcówki zmagań piłkarzy ręcznych Vive Tauron Kielce w półfinale Ligi Mistrzów.

A jutro będzie jeszcze lepiej! Rano cieszyć oczy będę siatkówką na najwyższym poziomie, wszak zagra Mistrz Świata (Polskaaaaaa Biało-czerwoni!) z Mistrzami Europy (Francja). Niestety czasem i uwagą obrażać będę musiał równocześnie mecz (a raczej jego powtórkę) Golden State Warriors z Oklahoma City Thunder – a niestety dlatego, że oba te mecze zasługują na uwagę niepodzielną.

Popołudniową porą grać też będzie chyba jeszcze Aga Radwańska, więc to też chętnie obejrzę, bo jak nie jestem wielkim entuzjastą jej talentu, to trzeba przyznać, że tak karkołomnych i
efektownych zagrań jak ona, nikt inny w kobiecym tenisie zagrać nie potrafi. Tym niemniej daniem głównym sportowego weekendu będzie niedzielny finał Ligi Mistrzów!

UEFA_Champions_League_logo_2
Aaa, no tak, a teraz zaraz też jakaś Liga Mistrzów będzie się finalić, ale że będzie to niestety wewnętrzna rozprawa piłkarzy z Madrytu, to o ile oglądać będę, to raczej bez emocji. Ale oczywiście kciuki trzymać będę za Atletico Madryt, bo choć nie jest to moja ulubiona drużyna, to nie sposób nie mieć do niej ogromnego szacunku za to, co osiąga i jak gra, podczas gdy ich budżet jest przynajmniej o jeden rząd wielkości niższy, niż największych klubów europejskich. Poza tym każdy, kto na każdym kroku upokarza ostatnio Real, ma moją sympatię.