No i stało się, w końcu miałem trochę luźniejszy weekend, a przynajmniej jeden z jego dni. Było więc leżakowanie do nieco późniejszych godzin (choć pobudka i spacer z psami o 7 rano, to już standard, który mnie nie ominął), śniadanie, niestety nie do łóżka, ani nie takie, jakie bym chciał, bo zapomniany portfel sprawił, że zabrakło świeżego pieczywka, potem trochę lenistwa przy lekturze. Obiadu gotować też nie trzeba było, bo udaliśmy się do mojej szanownej rodzicielki. No a po powrocie, z małymi przerwami na wyprawy do kuchni, rozsiadłem się przed telewizorem.
No ale nie mogło być inaczej, skoro najpierw grali siatkarze (finał Ligi Mistrzów), teraz gra liga hiszpańska (niestety Barcelona zmierza ku kolejnej porażce i całkowitym zatraceniu przewagi w ligowej tabeli), a w programie jeszcze NBA i rozpoczęte w dniu wczorajszym play-offy.
Także będzie się działo, szkoda tylko, że na razie wyniki nie po mojej myśli.